Melodia Kwiatów i Krwi.
Rozdział 25: Cierpienie pozostającego i spokój odchodzącego
Rozdział 25: Cierpienie pozostającego i spokój odchodzącego
Tlacotzin siedział przy stoliku w niewielkim pokoju w rezydencji kapłańskiej. Jutro było święto kwiatów i pulke. Właśnie trwał jego ostatni dzień przed rytuałem. Przedostatni dzień jego życia. Jutro umrze. Uśmiechnął się z politowaniem. Veitemę temu pewnie kuliłby się przerażony, a rok temu pewnie błagałby o życie, ale teraz przyjmował to ze spokojem. Dziś jednak jest jego ostatni dzień jako kawaler. Dziś oficjalnie poślubi akolitki, które staną się jego duchowymi żonami. Jednak ceremonia odbędzie się wieczorem. Teraz zbliżało się południe i czekał na swojego gościa. Po chwili usłyszał kroki.
-Dziękuje, że przyjąłeś moje zaproszenie Itzcoatlu. Wejdź.
Młody szlachcic wszedł do komnaty, idąc prosto i dumnie. Trzymał ręce przed sobą, jakby się modlił. Głowę trzymał prosto i patrzył przed siebie. Każdy, kto go zobaczył, powiedziałby, że w jego sercu nie ma żadnych wątpliwości. Ubrany w był bogato haftowany płaszcz i przepaskę biodrową z najlepszej bawełny. Był on idealnym przykładem młodego szlachcica. Wzorowego ucznia calmecac, który był już gotowy na swoją pierwszą wyprawę wojenną, z której bez wątpienia wróci, prowadząc wartościowego jeńca.
-To zaszczyt otrzymać zaproszenie od tak znakomitej osobistości. To ja dziękuję Tlacotzinie wybrańcu Xochipilli, ty który masz być duchem opiekuńczym naszego wspaniałego miasta. Jestem…