Melodia Kwiatów i Krwi.
Rozdział 21. To co powinno być zbudowane
Rada się zebrała. Decyzja musiała zostać podjęta dzisiaj.
Był jeden niezaprzeczalny fakt. Tlacotzin jest ofiarą dla Xochipilli, a serce tego młodzieńca należy do Księcia Kwiatów. Każdy chciał zachować przy życiu tego wspaniałego muzyka, ale musieli wybrać dobro społeczności.
Tlacotzin umrze w święto kwiatów i pulke. Gdy to się stanie, będzie potrzebował miejsce, w którym spocznie jego ciało.
Musieli wybrać jaki grobowiec mu zbudować.
Kapłan Quetzalcoatl i jego stronnicy obstawiali czy prostym grobowcu, który będą mogli spokojnie zbudować w jedną veiteme, a tyle czasu zostało im do świąta.
Z drugiej strony byli kapłan Huehuecoyotla,i kapłan Huitzilopochtli, którzy oczekiwali wystawnego grobowca, godnego wybrańca bogów.
Każda ze stron przygotowała projekt i przyszła wraz z inżynierami i budowniczymi. Zamierzali udowodnić, że ich projekt jest najlepszy i najbardziej odpowiedni.
Był już czas by zaczynać. Decyzja musiała być podjęta dzisiaj, ale brakowało głównego uczestnika debaty. Cuathli arcykapłan Xochipilli nadal nie przybył.
Gdy wreszcie się zjawił, przyprowadził, ze sobą jakąś kapłankę.
-Arcykapłanie Cuathli, doskonale wiesz, jak ważna jest ta debata, a się spóźniasz?
-Przepraszam wasza wysokość.
Arcykapłan i jego towarzyszka pokłonili się królowi, ale jego niezadowolenie nie osłabło.
-Musimy podjąć decyzje na temat grobowca dla Kwiatu Xochipilli, a ty przyprowadzasz obcą kobietę?
Kobieta wydawała się zdziwiona słowami króla.
-Rozumiem, gdybyś przyprowadził…
Wtedy to się stało. Całą komnatę zalała niewysłowiona presja. Powietrze zdawało się dusić jak niewidzialna pętla. Wojownicy czuli strach, który doskonale znali strach, który towarzyszył im gdy byli o włos od śmierci. Kapłanka agawy poczuła, że jej życie usycha i zaraz pozostanie po niej tylko sucha skorupa. Kapłan Xipe Topeca, czuł, że zachwile wyskoczy ze skóry ze strachu. Każdy czuł, że jego życie jest zagrożone i może tu umrzeć, nie umrze tutaj… i to zaraz…
Nastał chaos.
Kapłan Huehuecoyotla zaczął, biegać po komnacie na czworaka krzycząc, że przybyły demony. Kapłanka Mayaheul krzyczała z bezmiarem przerażenia na twarzy. Kapłan Tlaloca modlił się, a z jego wydobywał się rwący potok, jak strumień nagle zasilony obfitym deszczem. Kapłan Xipe Topeca usiłował schować się pod kobiercem. Kapłan Quetzalcoatla ze strachu tak podskoczył, że trzymał się sufitu. Kapłan Huitzilopochtli i wojownicy w panice szukali broni. Rzemieślnicy i kupcy leżeli na podłodze, nie mogąc się ruszyć z przerażenia. Tylko król siedział niewzruszony, ale nawet i on drżał w pierwotnym przerażeniu, a po plecach ściekał mu pot. Patrzył na wszystko. W jego oczach był strach, lecz była też determinacja, by stawić mu czoła. W całym pomieszczeniu były tylko trzy oznaki spokoju, król, ta kobieta i arcykapłan Xochipill. Reszta stanowiła nieokiełznany chaos. W końcu przemówił, choć jego głos drżał.
-Wystarczy!
W tym momencie cała presja opuściła pomieszczenie. Wszyscy patrzyli na towarzyszkę arcykapłana. Kim ona była? Cisnęło im się na usta jedno imię, ale to niemożliwe. Ta spokojna kobieta nie mogła być nią. Tą przerażającą demonicą, to było po prostu niemożliwe. W końcu król rzekł.
-Dobrze Citlalli, już wiemy, że to ty.
Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem. To nie było możliwe. Citalli uosobienie grozy, awatar przerażenia, ta, której lękają się nawet demony, kobieta o sercu z kamienia. Była tutaj… zupełnie spokojna i ze szczerym uśmiechem.
To było niemożliwe. Równie niemożliwe jak to, że słońce wstanie na zachodzie.
-Jak to się stało?
Kapłan Xipe Topeca patrzył na nią, wychodząc ze swojej kryjówki.
-To ta szalona demonica? Co jej się stało?
Kapłanka Mayaheul patrzyła na nią z wyrazem nieskończonego szoku.
-Jaguarzyca nawet spokojna i delikatna nadal jest jaguarem.
Kapłan Huitzilopochtli zaś ocierał pot z czoła.
Król poczekał, aż wszyscy wrócą na miejsca.
-Dobrze straciliśmy już dość czasu. Co się stało z Citlalli.
-Moje serce zostało uleczone wasza wysokość.
Cuathli wystąpił naprzód.
-Wasza wysokość. Czcigodni radni. Posłuchajcie. Tlazcotlin nie jest tylko wybrańcem bogów. Posiada moc uzdrawiania ludzkich serc. Dowód na to mieliście przed sobą.
Wszyscy zaczęli szeptać między sobą. Król uniósł rękę, by uciszyć zebranych.
-To ważna informacja. Wiele kwestii będziemy musieli rozważyć ponownie.
Zresztą, o co tu chodziło? To nie było uzdrowienie, ale cudotwórstwo. Dokonał czegoś, co przez lata nie byli w stanie dokonać ani kapłani, ani bliscy Citlalli. Jak wielka moc była w muzyce Tlacotzina wybrańca bogów?
Król na chwilę się zamyślił i wziął głęboki oddech. Spojrzał w oczy arcykapłana. Wtedy aż cały drgnął. Pamiętał każdą rozmowę dotyczącą tego młodzieńca i pamiętał bezgraniczny ból w oczach arcykapłana, ale teraz było inaczej. W jego oczach nadal był ból, ale było coś jeszcze. Jakby był gotowy… kompletny.
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której nam nie powiedziałeś? Mam racje?
-Tak wasza wysokość.
Cuathli spojrzał na zebranych i każdego zmierzył wzrokiem.
-Wasza wysokość, radni słuchajcie mego głosu, gdyż otrzymaliśmy kolejną wizję. Najważniejszą z tych, które dotychczas otrzymaliśmy tą, która podsumowuje cały sens ofiary Tlacotzina.
Wszyscy siedzieli jak na kolcach kaktusa. Przemiana Citlalli, niepojętego przez ludzkie umysły demona żyjącego między ludźmi… kamienne serce uleczone przez muzykę młodego wybrańca Xochipilli. Teraz mieli otrzymać kolejną wizję i to taką, która podsumuje wszystko.
-Wczoraj Tlacotzin w ramach rytuału przygotowań medytował na ołtarzu ćwiczebnym w towarzystwie świętego ostrza. Modlił się do Xochipilli o coś, co pomoże mu odejść bez żalu. W odpowiedzi bóg zesłał mu wizje.
Zrobił przerwę i patrzył na zebranych. Każdy słuchał.
-W tej Wizji Tlacotzin unosił się nad miastem, a miejsca, gdzie powinno być jego serce, wyrastały kwiaty, które tworzyły krąg wokół miasta. Do miasta próbowałą przebić się ciemność ze świata poza ludzkim pojmowaniem, jednak nie mogła się przebić przez ten krąg kwiatów. Do tego jego duch chodził wśród ludzi i leczył ich serca.
Rada słuchała tego z zapartym tchem. Każdy wstrzymał oddech. Panowała absolutna cisza i tylko słowa arcykapłana dźwięczały w komnacie. Wraz z ostatnim słowem arcykapłana zaległa cisza. Cisza bezdźwięczna, choć nie martwa. Przypominała wyciszenie jak podczas medytacji.
Ciszę przerwał najpotężniejszy z rady. Strażnik kosmicznego porządku.
-Wniosek jest oczywisty. Tlacotzin jest nie tylko wskazaną przez Xochipilli ofiarą, której serce zapewni naszej społeczności, ale też kimś, kto ma zostać duchem opiekuńczym naszej społeczności. Naszym duchowym obrońcą. Czy ktoś ma coś do zarzucenia w tej interpretacji?
Wszyscy pokręcili głowami na znak, że zgadzają się z interpretacją króla.
-Przejdźmy więc do rzeczy. Musimy zbudować grobowiec nie tylko dla ofiary, ale i dla duchowego obrońcy miasta. Oddaje głos kapłanowi Quetzalcoatla. Jaki grobowiec jest godny duchowego obrońcy miasta.
Kapłan Quetzalcoatla wstał i ukłonił się zebranym.
-Dziękuję waszej wysokości. Podtrzymuje to co mówiłem wczoraj. Tlacotzin, mimo że jest osobą naprawdę wyjątkową, pochodzi z ludu i całe życie żył skromnie. Jestem pewien, że chciałby pozostać przy naturze. Najlepszym miejscem byłby święty ogród Xochipilli, który zawsze przynosił mu ukojenie.
-Dziękuje kapłanie. Co na to kapłan Huitzilopochtli?
-Tlacotzin będzie duchowym obrońca naszego miasta. Oddaje serce nie tylko dla urodzaju miasta, ale też po to, by zostać naszym obrońcą. Prosty grobowiec nie oddaje tej roli. Potrzebujemy czegoś wyrazistego i dużego, co podkreśli jego status. Wielki grobowiec jest jedynym wyborem. Coś takiego jak krypta, albo mała piramida.
W tym momencie kapłan Huehuecoyotla podniósł rękę.
-Oddaje głos kapłanowi Huehuecoyotla.
-Tlazcotlin jest nie tylko wybrańcem i duchowym obrońcą miasta, ale przede wszystkim uzdrowicielem serc. Bez względu, jaki grób zbudujemy, mieszkańcy miasta muszą mieć do niego swobodny dostęp z przestrzenią do odprawiania rytuałów.
-Inżynierowie. Jakie jest wasze zdanie na ten temat.
Inżynier wstał i pokłonił się królowi i kapłanom. Następnie przełknął ślinę.
-Wasza wysokość. Czcigodni radni. Przy odpowiedniej ilości czasu i materiałów, można zbudować niemal wszystko. W tym przypadku główny problem jest czas. Na całość mamy tylko jedną veiteme. W tym czasie bez problemów zbudujemy prosty grobowiec, ale nic więcej. Nasz początkowy projekt wystawnego grobowca przewidywał pięć veitem pracy, trzy lub cztery jeśli robotnicy będą się śpieszyć. Jednak po tym co słyszałem sadze, że budowa odpowiednio godnego grobowca może zabrać dziesięć veitem. Uwzględnia to nie tylko samą strukturę, ale też dopasowanie do świątyni Xochipilli, budowę placu i inne rzeczy.
Wszyscy się zamyślili. To już nie był spór teologiczny, ale słowo eksperta. Osoby, która zbudowała nie jedną zaawansowaną konstrukcję. Mogli zbudować wszystko, co rada by sobie zażyczyła. Jednak problemem był czas. Nawet czarami nie rozciągną czasu. Mieli jedną veiteme i ani dnia dłużej. Decyzja musiała zostać podjęta dzisiaj.
Cuathli podniósł rękę.
-Mów Arcykapłanie. Jaki masz pomysł?
-Wasza wysokość zgadzam się zarówno z kapłanem Huitzilopochtli, że skromny grobowiec, nie jest odpowiedni dla ducha opiekuńczego, oraz z kapłanem Quetalcoatla, że brak nam czasu na budowę okazałego grobowca. Proponuje takie rozwiązanie. Zbudujemy kapliczkę, w której przechowamy ciało wybrańca zaraz po rytuale i będziemy wypatrywać znaków dotyczących budowy grobowca. Nawet po przeniesie ciała, będziemy mogli w kapliczce modły i rytuały skierowane zarówno do Xochipilli jak i jego wybrańca.
Król chwile się zamyślił, to był jakiś plan.
-Co na to kapłan Quetalcoatla?
-Popieram pomysł kapłana Xochipilli, dodam tylko, że kapliczkę należy zbudować blisko natury. Najlepiej w ogrodzie Xochipilli.
-Jakie zdanie ma kapłan Hitzilopochtli?
-Uważam, że arcykapłan Cuathli dobrze radzi. Dodam, że skoro kapliczka ma pełnić funkcje tymczasowego miejsca zamieszkania dla ducha opiekuńczego, powinna być skromna, by podkreślić doczesne życie wybrańca, ale i posiadać symbole płodności i ochrony. W połączeniu z okazałym grobowcem będzie pełnić idealne odzwierciedlenie muzyka o czystym sercu, który stał się duchem opiekuńczym.
-Inżynierowie. Czy da się zbudować taką kapliczkę w jedną veiteme?
Inżynier chwilę pomyślał, licząc coś na palcach, zanim odpowiedział.
-Kapliczkę sakralną na podwyższeniu zbudujemy wraz z ołtarzem zbudujemy w jedną veiteme. Jeśli się pospieszymy, to będziemy mogli zacząć jeszcze dziś.
Król wstał i rzekł.
-Zrobimy według pomysłu Cuathli. Zbudujemy kapliczkę, w której przechowamy ciało wybrańca, następnie zaś będziemy wypatrywać omenów, które podpowiedzą nam, jaki grobowiec powinien być zbudowany jako ostateczny.
Wraz ze słowem króla narada dotycząca grobowca została zamknięta.
Był jeden niezaprzeczalny fakt. Tlacotzin jest ofiarą dla Xochipilli, a serce tego młodzieńca należy do Księcia Kwiatów. Każdy chciał zachować przy życiu tego wspaniałego muzyka, ale musieli wybrać dobro społeczności.
Tlacotzin umrze w święto kwiatów i pulke. Gdy to się stanie, będzie potrzebował miejsce, w którym spocznie jego ciało.
Musieli wybrać jaki grobowiec mu zbudować.
Kapłan Quetzalcoatl i jego stronnicy obstawiali czy prostym grobowcu, który będą mogli spokojnie zbudować w jedną veiteme, a tyle czasu zostało im do świąta.
Z drugiej strony byli kapłan Huehuecoyotla,i kapłan Huitzilopochtli, którzy oczekiwali wystawnego grobowca, godnego wybrańca bogów.
Każda ze stron przygotowała projekt i przyszła wraz z inżynierami i budowniczymi. Zamierzali udowodnić, że ich projekt jest najlepszy i najbardziej odpowiedni.
Był już czas by zaczynać. Decyzja musiała być podjęta dzisiaj, ale brakowało głównego uczestnika debaty. Cuathli arcykapłan Xochipilli nadal nie przybył.
Gdy wreszcie się zjawił, przyprowadził, ze sobą jakąś kapłankę.
-Arcykapłanie Cuathli, doskonale wiesz, jak ważna jest ta debata, a się spóźniasz?
-Przepraszam wasza wysokość.
Arcykapłan i jego towarzyszka pokłonili się królowi, ale jego niezadowolenie nie osłabło.
-Musimy podjąć decyzje na temat grobowca dla Kwiatu Xochipilli, a ty przyprowadzasz obcą kobietę?
Kobieta wydawała się zdziwiona słowami króla.
-Rozumiem, gdybyś przyprowadził…
Wtedy to się stało. Całą komnatę zalała niewysłowiona presja. Powietrze zdawało się dusić jak niewidzialna pętla. Wojownicy czuli strach, który doskonale znali strach, który towarzyszył im gdy byli o włos od śmierci. Kapłanka agawy poczuła, że jej życie usycha i zaraz pozostanie po niej tylko sucha skorupa. Kapłan Xipe Topeca, czuł, że zachwile wyskoczy ze skóry ze strachu. Każdy czuł, że jego życie jest zagrożone i może tu umrzeć, nie umrze tutaj… i to zaraz…
Nastał chaos.
Kapłan Huehuecoyotla zaczął, biegać po komnacie na czworaka krzycząc, że przybyły demony. Kapłanka Mayaheul krzyczała z bezmiarem przerażenia na twarzy. Kapłan Tlaloca modlił się, a z jego wydobywał się rwący potok, jak strumień nagle zasilony obfitym deszczem. Kapłan Xipe Topeca usiłował schować się pod kobiercem. Kapłan Quetzalcoatla ze strachu tak podskoczył, że trzymał się sufitu. Kapłan Huitzilopochtli i wojownicy w panice szukali broni. Rzemieślnicy i kupcy leżeli na podłodze, nie mogąc się ruszyć z przerażenia. Tylko król siedział niewzruszony, ale nawet i on drżał w pierwotnym przerażeniu, a po plecach ściekał mu pot. Patrzył na wszystko. W jego oczach był strach, lecz była też determinacja, by stawić mu czoła. W całym pomieszczeniu były tylko trzy oznaki spokoju, król, ta kobieta i arcykapłan Xochipill. Reszta stanowiła nieokiełznany chaos. W końcu przemówił, choć jego głos drżał.
-Wystarczy!
W tym momencie cała presja opuściła pomieszczenie. Wszyscy patrzyli na towarzyszkę arcykapłana. Kim ona była? Cisnęło im się na usta jedno imię, ale to niemożliwe. Ta spokojna kobieta nie mogła być nią. Tą przerażającą demonicą, to było po prostu niemożliwe. W końcu król rzekł.
-Dobrze Citlalli, już wiemy, że to ty.
Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem. To nie było możliwe. Citalli uosobienie grozy, awatar przerażenia, ta, której lękają się nawet demony, kobieta o sercu z kamienia. Była tutaj… zupełnie spokojna i ze szczerym uśmiechem.
To było niemożliwe. Równie niemożliwe jak to, że słońce wstanie na zachodzie.
-Jak to się stało?
Kapłan Xipe Topeca patrzył na nią, wychodząc ze swojej kryjówki.
-To ta szalona demonica? Co jej się stało?
Kapłanka Mayaheul patrzyła na nią z wyrazem nieskończonego szoku.
-Jaguarzyca nawet spokojna i delikatna nadal jest jaguarem.
Kapłan Huitzilopochtli zaś ocierał pot z czoła.
Król poczekał, aż wszyscy wrócą na miejsca.
-Dobrze straciliśmy już dość czasu. Co się stało z Citlalli.
-Moje serce zostało uleczone wasza wysokość.
Cuathli wystąpił naprzód.
-Wasza wysokość. Czcigodni radni. Posłuchajcie. Tlazcotlin nie jest tylko wybrańcem bogów. Posiada moc uzdrawiania ludzkich serc. Dowód na to mieliście przed sobą.
Wszyscy zaczęli szeptać między sobą. Król uniósł rękę, by uciszyć zebranych.
-To ważna informacja. Wiele kwestii będziemy musieli rozważyć ponownie.
Zresztą, o co tu chodziło? To nie było uzdrowienie, ale cudotwórstwo. Dokonał czegoś, co przez lata nie byli w stanie dokonać ani kapłani, ani bliscy Citlalli. Jak wielka moc była w muzyce Tlacotzina wybrańca bogów?
Król na chwilę się zamyślił i wziął głęboki oddech. Spojrzał w oczy arcykapłana. Wtedy aż cały drgnął. Pamiętał każdą rozmowę dotyczącą tego młodzieńca i pamiętał bezgraniczny ból w oczach arcykapłana, ale teraz było inaczej. W jego oczach nadal był ból, ale było coś jeszcze. Jakby był gotowy… kompletny.
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której nam nie powiedziałeś? Mam racje?
-Tak wasza wysokość.
Cuathli spojrzał na zebranych i każdego zmierzył wzrokiem.
-Wasza wysokość, radni słuchajcie mego głosu, gdyż otrzymaliśmy kolejną wizję. Najważniejszą z tych, które dotychczas otrzymaliśmy tą, która podsumowuje cały sens ofiary Tlacotzina.
Wszyscy siedzieli jak na kolcach kaktusa. Przemiana Citlalli, niepojętego przez ludzkie umysły demona żyjącego między ludźmi… kamienne serce uleczone przez muzykę młodego wybrańca Xochipilli. Teraz mieli otrzymać kolejną wizję i to taką, która podsumuje wszystko.
-Wczoraj Tlacotzin w ramach rytuału przygotowań medytował na ołtarzu ćwiczebnym w towarzystwie świętego ostrza. Modlił się do Xochipilli o coś, co pomoże mu odejść bez żalu. W odpowiedzi bóg zesłał mu wizje.
Zrobił przerwę i patrzył na zebranych. Każdy słuchał.
-W tej Wizji Tlacotzin unosił się nad miastem, a miejsca, gdzie powinno być jego serce, wyrastały kwiaty, które tworzyły krąg wokół miasta. Do miasta próbowałą przebić się ciemność ze świata poza ludzkim pojmowaniem, jednak nie mogła się przebić przez ten krąg kwiatów. Do tego jego duch chodził wśród ludzi i leczył ich serca.
Rada słuchała tego z zapartym tchem. Każdy wstrzymał oddech. Panowała absolutna cisza i tylko słowa arcykapłana dźwięczały w komnacie. Wraz z ostatnim słowem arcykapłana zaległa cisza. Cisza bezdźwięczna, choć nie martwa. Przypominała wyciszenie jak podczas medytacji.
Ciszę przerwał najpotężniejszy z rady. Strażnik kosmicznego porządku.
-Wniosek jest oczywisty. Tlacotzin jest nie tylko wskazaną przez Xochipilli ofiarą, której serce zapewni naszej społeczności, ale też kimś, kto ma zostać duchem opiekuńczym naszej społeczności. Naszym duchowym obrońcą. Czy ktoś ma coś do zarzucenia w tej interpretacji?
Wszyscy pokręcili głowami na znak, że zgadzają się z interpretacją króla.
-Przejdźmy więc do rzeczy. Musimy zbudować grobowiec nie tylko dla ofiary, ale i dla duchowego obrońcy miasta. Oddaje głos kapłanowi Quetzalcoatla. Jaki grobowiec jest godny duchowego obrońcy miasta.
Kapłan Quetzalcoatla wstał i ukłonił się zebranym.
-Dziękuję waszej wysokości. Podtrzymuje to co mówiłem wczoraj. Tlacotzin, mimo że jest osobą naprawdę wyjątkową, pochodzi z ludu i całe życie żył skromnie. Jestem pewien, że chciałby pozostać przy naturze. Najlepszym miejscem byłby święty ogród Xochipilli, który zawsze przynosił mu ukojenie.
-Dziękuje kapłanie. Co na to kapłan Huitzilopochtli?
-Tlacotzin będzie duchowym obrońca naszego miasta. Oddaje serce nie tylko dla urodzaju miasta, ale też po to, by zostać naszym obrońcą. Prosty grobowiec nie oddaje tej roli. Potrzebujemy czegoś wyrazistego i dużego, co podkreśli jego status. Wielki grobowiec jest jedynym wyborem. Coś takiego jak krypta, albo mała piramida.
W tym momencie kapłan Huehuecoyotla podniósł rękę.
-Oddaje głos kapłanowi Huehuecoyotla.
-Tlazcotlin jest nie tylko wybrańcem i duchowym obrońcą miasta, ale przede wszystkim uzdrowicielem serc. Bez względu, jaki grób zbudujemy, mieszkańcy miasta muszą mieć do niego swobodny dostęp z przestrzenią do odprawiania rytuałów.
-Inżynierowie. Jakie jest wasze zdanie na ten temat.
Inżynier wstał i pokłonił się królowi i kapłanom. Następnie przełknął ślinę.
-Wasza wysokość. Czcigodni radni. Przy odpowiedniej ilości czasu i materiałów, można zbudować niemal wszystko. W tym przypadku główny problem jest czas. Na całość mamy tylko jedną veiteme. W tym czasie bez problemów zbudujemy prosty grobowiec, ale nic więcej. Nasz początkowy projekt wystawnego grobowca przewidywał pięć veitem pracy, trzy lub cztery jeśli robotnicy będą się śpieszyć. Jednak po tym co słyszałem sadze, że budowa odpowiednio godnego grobowca może zabrać dziesięć veitem. Uwzględnia to nie tylko samą strukturę, ale też dopasowanie do świątyni Xochipilli, budowę placu i inne rzeczy.
Wszyscy się zamyślili. To już nie był spór teologiczny, ale słowo eksperta. Osoby, która zbudowała nie jedną zaawansowaną konstrukcję. Mogli zbudować wszystko, co rada by sobie zażyczyła. Jednak problemem był czas. Nawet czarami nie rozciągną czasu. Mieli jedną veiteme i ani dnia dłużej. Decyzja musiała zostać podjęta dzisiaj.
Cuathli podniósł rękę.
-Mów Arcykapłanie. Jaki masz pomysł?
-Wasza wysokość zgadzam się zarówno z kapłanem Huitzilopochtli, że skromny grobowiec, nie jest odpowiedni dla ducha opiekuńczego, oraz z kapłanem Quetalcoatla, że brak nam czasu na budowę okazałego grobowca. Proponuje takie rozwiązanie. Zbudujemy kapliczkę, w której przechowamy ciało wybrańca zaraz po rytuale i będziemy wypatrywać znaków dotyczących budowy grobowca. Nawet po przeniesie ciała, będziemy mogli w kapliczce modły i rytuały skierowane zarówno do Xochipilli jak i jego wybrańca.
Król chwile się zamyślił, to był jakiś plan.
-Co na to kapłan Quetalcoatla?
-Popieram pomysł kapłana Xochipilli, dodam tylko, że kapliczkę należy zbudować blisko natury. Najlepiej w ogrodzie Xochipilli.
-Jakie zdanie ma kapłan Hitzilopochtli?
-Uważam, że arcykapłan Cuathli dobrze radzi. Dodam, że skoro kapliczka ma pełnić funkcje tymczasowego miejsca zamieszkania dla ducha opiekuńczego, powinna być skromna, by podkreślić doczesne życie wybrańca, ale i posiadać symbole płodności i ochrony. W połączeniu z okazałym grobowcem będzie pełnić idealne odzwierciedlenie muzyka o czystym sercu, który stał się duchem opiekuńczym.
-Inżynierowie. Czy da się zbudować taką kapliczkę w jedną veiteme?
Inżynier chwilę pomyślał, licząc coś na palcach, zanim odpowiedział.
-Kapliczkę sakralną na podwyższeniu zbudujemy wraz z ołtarzem zbudujemy w jedną veiteme. Jeśli się pospieszymy, to będziemy mogli zacząć jeszcze dziś.
Król wstał i rzekł.
-Zrobimy według pomysłu Cuathli. Zbudujemy kapliczkę, w której przechowamy ciało wybrańca, następnie zaś będziemy wypatrywać omenów, które podpowiedzą nam, jaki grobowiec powinien być zbudowany jako ostateczny.
Wraz ze słowem króla narada dotycząca grobowca została zamknięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz