piątek, 25 października 2024

Melodia Kwiatów i Krwi. Rozdział 20.

Melodia Kwiatów i Krwi. 
Rozdział 20. Kwiat otoczony innymi kwiatami

Następnego dnia podczas obiadu Tlacotzin doznał czegoś niespodziewanego. Spodziewał się, że będzie jeść w kamiennej komnacie w towarzystwie Citlalli prosty posiłek połączony z medytacją.
Jednak stało się coś, o czym właściwie marzył. Siedział wraz z akolitkami wokół okrągłego stołu w ozdobionej kwiatami komnacie. Przez szerokie okno ukazujące im widok na miasto i świątynie wpadały delikatne prominie słońca.  Na stole mieli przygotowany naprawdę królewski posiłek. Tortille z amarantusem i miodem, pieczoną rybę przyprawioną chili ozdobioną kwiatami nagietka I hibiskusa, tamale z fasolą i dynią, atoli z kakaowca z dodatkiem chili i wanilii, oraz owoce opuncji z miodem i chili.
Dziewczęta tak się do niego uśmiechały.
Czuł się Tak szczęśliwy jak nie był od wielu lat. Stało się to, o czym mógł tylko marzyć. Prawdziwy rodzinny posiłek.
-Moja rodzina nie uwierzyłaby gdybym powiedziała, że uczestniczę w takim posiłku.
Powiedziała Meya biorąc do ust kawałek ryby.
-Prawda Meya przecież tak jak ja pochodzisz z rodziny rolniczej.
Więc Meya i Nenetzi są rolniczkami. To było niezwykłe. Zwykle, aby zostać kapłanką, trzeba było pochodzić z dobrego domu i odebrać stosowną edukację. Zaciekawiło to Tlacotzina.
-Jak właściwie zostałyście kapłankami?
Obie dziewczyny się zarumieniły zakłopotane.
-To była… ciekawa… przygoda. 
Nenetzi i Meya wyglądały na zakłopotane.
-Ciekawa przygoda to mało powiedziane.
Xilonen się roześmiała.
-Mam na ten temat inne zdanie Xilonen. Wpakowałaś nas w spore kłopoty. Jak córka szlachcica może się tak zachowywać?
-Izel, ja po prostu nie odnajduje się w kodeksach jak ty najlepsza uczennico w calmecac.
Izel przewróciła oczy.
-Cóż to fakt, że dzięki tobie, się poznaliśmy.
-To był festiwal Xochipili. Ja i Meya byłyśmy wtedy na rynku. I miałyśmy problem…
Tu odezwałą się Xilonen. Z nostalgią i dumą w głosie.
-Tak zarywał do nich gość z naprawdę paskudną gębą i wielkim bebechem. Co gorsza, nie chciał dać im spokoju. 
-Szukaliśmy jakiś pięknych kwiatów, a on twierdził, że wie, gdzie są najlepsze i nam pokaże, ale jakoś… mu nie ufałyśmy.
Xilonen przewróciła oczami.
-Tak słyszałam. Jak zapytałyście, gdzie są te kwiaty, to powiedział, że o tym nie należy mówić, tylko to zobaczyć. 
-Nie dziwię się, że mu nie zaufałyście.
Tlacotzin miał podejrzenia, że ten grubas miał jakieś niecne plany wobec dziewcząt.
-W końcu nie wytrzymałam i kopnęłam go w jaja.
Xilonen zaśmiała się.
-Ale miał głupią minę. Następnie zabrałam dziewczyny do świątynnego ogrodu. Tam spotkałyśmy Izel.
Nenetzi złożyła ręce
-Miałaś rację nie ma piękniejszych kwiatów niż w ogrodzie Xochipilli.
W końcu Izel przerwała ich rozmowę.
-To było nierozważne Xilonen. Powinnaś wezwać straż, a nie… ech…
-Wtedy mówiłaś mi to samo, ty prymusko nawet na festiwal nie chciałaś iść.
Meya rozmarzyła się.
-To był jeden z niewielu momentów gdy Izel okazuje jakieś silne emocje.
Izel zagryzła usta.
-Zapomnieliście, że potem ten grubas wrócił wraz z całą bandą.
Tlacotzin już wiedział, że musiał to być jakiś bandyta, ale żeby dopuszczać się ataku na terenie świętego ogrodu. Nie mógł sobie wyobrazić, jak można być tak głupim. Chociaż jak przypomniał sobie właściciela swojej chatki…
Meya kontynuowała, opowiadanie nim upiła łyk atoli.
-Wtedy pojawił się Cuthalii.
-To chyba jedyny raz gdy wydawał się równie straszny jak Citlalli.
Tu wtrąciła się Izel.
-To prawda arcykapłan był naprawdę niesamowity.
Izel spojrzała w stronę piramidy Xochipilli jakby dedykowała bogu tę nostalgię.
-Kazał im iść precz. Nie posłuchali, a gruby zaczął mu się odgrażać.
Xilonen się roześmiała.
-Wtedy się zaczęło. Rozkwasił głowę grubasa jednym ciosem maczugi, a pozostali rozbiegli się jak przerażone króliki.
Tu wtrąciła się Izel.
-Nie uciekli daleko, złapała ich straż świątynna.
Następnie wszystkie cztery dziewczyny spojrzały w stronę piramidy. Pierwsza przemówiła Izel. 
-Wtedy stało się to. 
Mówiła wręcz uduchowionym tonem.
-Nie było wiatru, a wokół nas zaczęły wirować płatki kwiatów.
Maya i Nenetzi się rozmarzyły.
-To było takie piękne.
Izel uśmiechnęła się i przytaknęła.
-Arcykapłan uznał, że to znak, że nasze miejsce jest w świątyni. Od tego czasu jesteśmy akolitkami.
Meya się rozmarzyła. 
-Potem zaczęliśmy tu razem mieszkać, razem odprawialiśmy rytuały. Staliśmy się dla siebie jak siostry.
Następnie Xilonen się uśmiechnęła do Tlacotzina.
-Po jakimś czasie usłyszeliśmy, że Meya dostała zadanie opieki nad jakimś młodym chłopakiem. Szybko poszłam tam z Nenetzi, a Izel za nami.
-A co się dziwisz? Muszę was pilnować. Z tobą nigdy nic nie wiadomo Xilonen.
Rzuciła jej ostre spojrzenie.
-Pamiętasz, jak próbowałaś zrobić dowcip kapłanowi.
-Pamiętam. Szkoda, że nie wyszło.
-Szkoda? Na szczęście nie wyszło.
Teraz odezwała się Nenetzi, chciało jakoś przerwać tę wymianę zdań. 
-Powiedzcie, słyszeliście kiedyś tak piękną muzykę.
Obie dziewczyny się rozmarzyły.
-Nie nigdy.
-Nie ma drugiej takiej.
Nenetzi się do nich uśmiechnęła, a Xilonen uśmiechała się szeroko. 
-Mogłabym słuchać jej bez końca.
Nagle zesztywniała, z jej twarzy zniknął uśmiech, cała spochmurniała, a z jej oczu pociekły łzy. Było to niezwykłe na tak, żywą i radosną dziewczynę, jaką była.
-Bez… końca… veitema… jedna veitema… tylko jedna veitema…
Nagle wstała i zaczęła ściągać z siebie suknię.
Wszystkich to zszokowało.
-Co ty robisz?
-Xilonen to przesada nawet jak na…
Izel już chciała ją zbesztać, ale zamilkła gdy nagle spojrzała jej w oczy. Zrozumiała, że to nie jest jej kolejny żart. W końcu Xilonen stanęła przed wszystkimi naga i zaczęła mówić.
-Tlacotzinie stoję przed tobą, tak jak mnie bogowie stworzyli i nic nie jestem w stanie ukryć. Kocham cię i pragnie przeżyć z tobą całą wieczność. Niestety została nam tylko jedna veitema, więc pragnę wykorzystać ten czas, by jak najlepiej cię zapamiętać, aż do mojego ostatniego dnia. Żaden inny mężczyzna mnie nie dotknie, będę twoją nawet po twojej śmierci.
Wszyscy spojrzeli na nagą Xilonen. Wyznała swoje uczucia. Tlacotzin zastanawiał się, czy jest wart takiego wyznania. Wtedy stała się kolejna niespodziewana rzecz Meya i Nenetzi zdjęło ubrania i również wyznały mu swoje uczucia i wierność aż do swojego ostatniego dnia. Izel patrzyłą to na Xilonen, to na Meye, to na Nenetzi. Jej umysł wyraźnie nie mógł nadążyć za tym co się dzieje. Cały czas podążała za logiką, teraz była jak ostatni listek rozsądku ledwo opierający się emocjonalnej wichurze.
Tlacotzin  się zarumienił, ale nie z powodu ich nagości. Zastanawiał się, czy jest godny dziewczyn o tak wspaniałych sercach. Nagle coś sobie pomyślał. Dziewczęta nie ukrywają przed nim swoich uczuć. On też nie powinien mieć przed nimi tajemnic. Powie im w końcu ani Cuathli, ani Citlalli nie zakazali mu mówić o wizji.
-Dziewczęta. Muszę wam coś powiedzieć.
Wstał i zaczął rozwiązywać swoją przepaskę biodrową. Izel się zarumieniła i zakryła usta. Meya i Nenetzi wpatrywały się jak zahipnotyzowane. Xilonen z uśmiechem na wszystko patrzyła. W końcu opaska opadła, odsłaniając przed nimi ich ukochanego w całej okazałości.
-Wczoraj podczas medytacji na kamieniu ofiarnym w obecności świętego ostrza miałem wizje. Unosiłem się nad miastem, a z miejsca, w którym powinno być moje serce, wypływały kwiaty, które tworzyły krąg wokół miasta, przez który nie mogła przebić się ciemność spoza świata śmiertelnych. Oprócz tego przechadzałem się po mieście i uzdrawiałem ludzkie serca swoją muzyką.
Wszystkie trzy nagie dziewczyny spojrzały po sobie nieco zdezorientowane, aż nie odezwała się Xilonen.
-Izel ty jesteś najbardziej…
Nie zdążyła dokończyć, bo w tym momencie Izel zaczęła zdejmować z siebie ubranie, a gdy była już naga, przemówiła.
-Dziewczęta, Tlacotzin nie jest zwykłą ofiarą dla bogów. Ma zostać duchem opiekuńczym naszego miasta.
Na czworakach podeszła do niego i spojrzała mu w oczy.
-Nie znam się na uczuciach, ale wiem, że cię kocham. Wszystkie cię kochamy. Więc musisz wziąć za to odpowiedzialność przyszły duchu opiekuńczy naszego miasta.
Spojrzała na niego ostrym spojrzeniem, jakby chciała trafić w głąb jego duszy.
-Masz nas odwiedzać. Jeśli tego nie zrobisz, namówimy radę, by nasze serca zostały oddane tobie… na kamieniu ofiarnym ducha opiekuńczego naszego miasta.
-Dziewczęta…
Chciał coś powiedzieć, ale przerwał. Wszystkie dziewczyny patrzyły tak samo jak Izel. Były gotowe zginąć, byle by z nim być. Nie wiedział, czy jest to jakieś fanatyczne oddanie, czy ich ostatnia próba zatrzymania go przy sobie.
-Obiecuję wam, będę was odwiedzał. Będziecie wyraźnie czuć moją obecność. Nie zostawię was samych. Będę się opiekował naszym miastem i wami.
Dziewczyny obdarzyła go uśmiechem słodszym niż miód. Nagle poczuł przypływ energii w swoim kroczu. Już wcześniej go czuł, ale teraz jeszcze bardziej. Dziewczęta to zauważyły i w ich uśmiechu pojawiła się coś namiętnego, zalotnego nęcącego. 
Zanim zdążył jednak cokolwiek, zrobić odezwał się czyjś głos.
-Być młodym…
To była Citlalli stała w drzwiach.
-Od dawna tu jesteś?
Zapytał Xilonen
-Veitema… jedna veitema… tylko jedna veitema…
Parodiowała to co mówiła Xilonen. To znaczy, że widziała wszystko. Wszyscy się zarumieniła i spuścili głowy. Czekali na besztanie, ale otrzymali co innego.
-Cieszę się, że staliście sobie tak bliscy. Jutro rozpoczniemy ćwiczenia ze świętego aktu. Dziś jednak możecie kontynuować, jak chcecie. To wasz pierwszy raz zasłużyliście, aby przeżyć go, tak jak pragniecie. Daje wam czas do wieczora.
Wtedy wyszła z komnaty, zamykając za sobą drzwi.
Wtedy dziewczęta spojrzały na Tlacotzina, jego zarumienioną twarz i gotową do walki broń. Ich uśmiechy były pełne słodyczy. Niektóre już oblizały usta, nadając im wilgotny połysk jak płatkom kwiatów zroszonych poranną rosą. Młodzieniec czuł delikatność ich skóry. Jak delikatne płatki kwiatów. W ich oczach odbijała się namiętność i wezwanie. Otrzymały zgodę i nie zamierzały się już powstrzymywać. Chciały skosztować każdej możliwej słodyczy czasu, który im pozostał. Tlacotzin ułożył swoje usta do pocałunku i wtedy wpadli sobie w ramiona namiętności. Jak kwiaty wpadają w wir wiatru.
Citalli zaś szła korytarzem, rozmyślając o spotkaniu rady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dolina Jaguarów. Rozdział 13

Dolina Jaguarów Rozdział 13: Z woli bogów Fanfic Ranma 1/2 Mieszkańcy miasta zgromadzili się przed pałacem. Wśród tłumu rozchodziły się dysk...