wtorek, 1 października 2024

Melodia Kwiatów i Krwi Rozdział 10

Melodia Kwiatów i Krwi
Rozdział 10: To, co niesie wiatr. 

Jakiś czas potem w lokalnej poulqaries niedaleko rynku. Przy stoliku siedziało kilku mężczyzn, którzy wyraźnie na kogoś czekali.
-Spóźnia się.
-Nie, właśnie tu idzie.
-Co tak długo…
Nagle mężczyźni zamilkli, widząc twarz nowo przybyłego. Była nad wyraz poważna. Ciężko dyszał. Musiał biec. Gwar rozmów i stukot kubków na pulkę ledwo zagłuszał jego oddech.
Gdy tylko usiedli nad swoimi kubkami, zaczął mówić.
-Właśnie dowiedziałem się niezwykłej nowiny. Chodzi o święto kwiatów i pulkę.
-Nie mów, że wprowadzili grzywnę za nie picie.
-Jedyna grzywna, jakiejj nigdy nie zapłacę.
Mężczyźni się roześmiali.
-To nie jest śmieszne. 
Mężczyzna spochmurniał.
-Słyszałem, że wyznaczyli ofiarę, a dziś wieczorem będzie oficjalna prezentacja.
-Ofiarę?
-Tak słyszałem, że to młody chłopak.
-Masz na myśli młodego wojownika?
-Pewnie, że tak. Nosił jaguar razy kilka i ponieśli jaguara.
Mężczyźni się zaśmiali. Czemu mieliby się powstrzymywać? Każdy, kto szedł drogą wojownika, musiał się liczyć z tym, że sam trafi na ołtarz i stanie się ofiarą dla bogów. Ich współrozmówca z bólem pokręcił głową.
-Nie wiem, czy to prawda, ale podobno to młody muzyk. Z nieodciętą kitką.
Wszyscy spojrzeli na współrozmówcy. I to nie tylko oni. W całej polgaries zapanowała cisza.
-Bujasz.
-Czemu mieliby poświęcać tak młodego?
-Słyszałem, że w grę wchodzi jakaś wizja.
-Wizja…
Współrozmówcy się zamyślili, a jeden wpatrywał się w swój kubek pulke inni mężczyźni posmutnieli. Wiedzieli, że składanie ofiar jest koniecznością, jednak wyznaczenie tak młodego chłopaka wydało im się z jakiegoś powodu okrutne. Każdy z nich poszedł w bój, przyniósł jeńca i pozbył się kitki. Jednak posyłanie na śmierć kogoś, kto nie poszedł w bój, wydawało się im niewłaściwe.
-Pójdziemy na prezentacje?
Iskra plotek padła na suchy chrust, jakim było miejska społeczność. 
W tym samym czasie w tkalni dwie kobiety siedziały przy krosnach.
-Planujesz coś dziś wieczorem?
-Nie a ty?
-Słyszałam od klientki niezłą plotkę. 
-Tak a co to?
-W święto kwiatów ma być złożona ofiara.
-To przecież normalne.
Kobieta zachichotała. Zaraz potem spoważniała.
-Masz na myśli…
-Tak. Podobno to niezły przystojniak.
-Szkoda, jednak to trochę niesamowite.
-Prawda. A niech to!
-Co?!
-Pomyliłam oczka.
Kobieta niezadowolona musiała zerwać część swojej pracy, zanim wróciła do rozmowy.
-Naprawdę taki przystojniak?
-Nie wiem, nie widziałam.
Dla młodych tkaczek, które żyły plotkami coś takiego było niezwykłe. Do tego zobaczenie kogoś przystojnego podczas wzniosłego wydarzenia było nie lada atrakcją.
-Wiesz kiedy uroczysta prezentacja?
-Podobno dziś wieczorem.
-No to chyba mamy plany na wieczór.
Plotka rozgorzała i zaczęła rozprzestrzeniać się coraz bardziej. Jak pożar w porze suchej trawie.
Tymczasem w łaźni temescal.
-Nie uwierzycie w to co słyszałem dziś od mojego brata.
-Tego, który pracuje w pałacu? Kapłan Huehuecoyotla znów coś odwalił? Co tym razem? Skakał po suficie czy kazał sobie sprowadzić drzewo i skakał po nim jak małpa.
-Przyjechał na kojocie?
Kapłan Huehuecoyotla słynął ze swojego ekscentryzmu. Jeśli coś dziwnego lub nietypowego stało się w pałacu, to musiała być jego zasługa.
-Wręcz przeciwnie on zachował się… normalnie. Jak najzwyklejsza w świecie normalna osoba.
Obaj współrozmówcy spojrzeli na niego, po czym się roześmiali.
-Daj spokój to niemożliwe.
-Zaciągnąłeś się czymś? Uważaj, zapłacisz sporą grzywnę, jak straż się złapie.
Spojrzał na nich poważnie.
-Nie żartuje. Słuchajcie. Kapłan Xochipilli przyprowadził na spotkanie młodego muzyka. 
Zrobił pauzę, by upewnić się, że go słuchają.
-Według mojego brata ten muzyk grał tak pięknie, że kapłan Huehuecoyotla zaczął zachowywać się normalnie, z tego powodu w całym pałacu wybuchło zamieszanie.
Obaj współrozmówcy spojrzeli na siebie.
-I co z tym muzykiem. To jakiś magik?
-Musi być magikiem. Tylko czary mogłyby wpłynąć na tego dziwka.
Ich rozmówca nagle nabrał jeszcze wielkiej powagi.
-Podobno młodzieńca wskazał Xochipilli… mają go złożyć w ofierze.
Ludzie przed nim otworzyli oczy ze zdumienia.
-Prezentacja jest dziś wieczorem.
Wieść już na dobre zdążyła rozejść się po mieście. Przechodziłą z ust do ust. Od mieszkańca do mieszkańca. Tempo było zawrotne. Plotka pędziła szybciej niż jaguar za jeleniem.
Na rynku pewna osoba przechodziła wzdłuż ścian, obracając w dłoniach niewielki odłamek jadeitu wystarczający na zakupienie posiłku. Jednak to nie jej ciało pragnęło posiłki, lecz dusza. Jednak wydawało się, że nie może znaleźć tego czego szuka. W pewnym momencie spojrzała na młodego bębniarza.
-Widziałeś może Tlacotzina? Flecistę.
-Nie panie. Nie widziałem go od kilku dni. Dziwne, bo gra tu codziennie.
Nagle podeszła do inna osoba.
-Nie słyszeliście o tym? Podobno właściciela chaty, w której mieszka Tlacotzina aresztowano i skazano na śmierć.
-Skazano na śmierć? Masz na myśli tego kojota, którego przedwczoraj zrzucili z piramidy?
-Tak własnie jego.
-To jeszcze nie koniec, moja znajoma mówiła, że straż świątynna zabrała ze sobą Tlocotzina.
-Nie mów, on też ma wyrok?!
To było nie do pomyślenia, za mieliby skazać Tlacotzina?
-Chyba nie. Gdyby miał to by… no wiesz.
-Fakt, ale chyba nie zrobili z niego niewolnika?
Wszyscy trzej spojrzeli niepewnie po sobie. Gdy nagle podeszła do nich kolejna osoba.
-Coś się stało?
-Wiesz może co z Tlacotzinem? Od kilku dni go nie widzieliśmy. Podobno zabrała go straż świątyni Xochipilli.
-Świątyni Xochipilli?
Nagle nowo przybyły zesztywniał.
-Słyszałem, że kapłan Xochipilli miał wizje, dotyczą ofiary w święto kwiatów i pulke. W pałacu dziś była narada i wieczorem ma się odbyć prezentacja.
Wszyscy przełknęli ślinę.
-Chyba nie myślisz, że to Tlazcotlin… złożą go w ofierze.
-Nie mam pojęcia.
Na chwilę wszyscy zamilkli.
-Idziemy na prezentacje. Tam otrzymamy odpowiedź.
Przed wieczorem całe miasto huczało od plotek. Wszyscy mówili o tym, że najwyższy kapłan Xochipilli miał wizje, a dziś mają zaprezentować młodego muzyka jako ofiarę dla Xochipilli. 
Mieszkańcy zdawali sobie sprawę, że ofiara jest koniecznością, lecz szkoda im było młodego muzyka. Wojownika nie byłoby im tak szkoda, bo każdy, kto szedł w bój, powinien wiedzieć, że sam naraża się na to, że trafi na ołtarz. Jednak młody chłopiec z ludu, nawet wskazany przez bogów wywoływał współczucie.
Wkrótce plotka zaczęła się potwierdzać. Na placu przed pałacem zaczęli pojawiać się wojownicy w ozdobnych pióropuszach i przepaskach. Towarzyszyli im wojownicy orły i wojownicy jaguary. Sama obecność tylu elitarnych sił, była wyraźnym znakiem, że coś się dzieje. 
Niektórzy próbowali, dowiedzieć co się dzieje, ale jedyna wiadomość, jaką dostali to, że wieczorem odbędzie się uroczysta prezentacja ofiary dla Xochipilli.
Służba dekorowała pałac, kamienny podest przed pałacem i drogę do świątyni Xochipilli kwiatami. W samej świątyni również wrzała praca. Piramida była ozdobiona kwiatami, tak że wyglądała jak ogród.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dolina Jaguarów. Rozdział 13

Dolina Jaguarów Rozdział 13: Z woli bogów Fanfic Ranma 1/2 Mieszkańcy miasta zgromadzili się przed pałacem. Wśród tłumu rozchodziły się dysk...