Rozdział 9: Werdykt
Fanfic Ranma 1/2
Chwila… kamienną podłogę… nie matę tatami?
Szybko wstał i odrzucił koc. Był ubrany w kawałek ręcznika.
-To nie był sen… Niech ja tylko dorwę Kuno.
Wstał, o dziwo udało mu się dobrze wyspać. Wyszedł na zewnątrz. Był w więzieniu, ale nie wyglądało to jak więzienie. Bardziej przypominało jakieś świątynne miejsce do medytacji.
-Dzień dobry Ranma. Dobrze spałeś?
Zza jednej z Kotar wyszedł Tochli.
-Dzień dobry Tochli. Udało mi się wyspać.
Ranma spojrzał za zakratowaną ścianę na miasto. Wciąż nie mógł się nadziwić temu co widział. Ilustracje w podręcznikach wypadały przy tym blado. Chociaż widok na piramidy, go niepokoił.
Po chwili przeniesiono im śniadanie.
Po śniadaniu Tochli wyglądał, jakby do czegoś się zbierał. Na pytanie Ranmy odparł, że zaraz idzie do pracy.
-Do pracy?
-Jestem sparing partnerem w szkole dla wojowników. Pomagam też księciu Yoatlowi.
Ranma spojrzał na niego zdziwiony. W tym momencie drzwi zaczęły się otwierać.
-Pomówimy wieczorem, muszę iść do pracy.
Tochli wyszedł, a Ranma usiadł przy kracie i patrzył na miasto. Właściwie innych rozrywek tu nie miał. Jednak jak sobie pomyślał, że każdego dnia znika co najmniej jedna osoba… Gdy pomyślał, że mógł mieszkać w takim mieście ze swoimi przyjaciółmi… Gdyby jego sąsiedzi znikali, bez śladu, a on bałby się o dziewczyny…poczuł zrozumienie dla Tochliego i jaguarów, ale to nie znaczyło, że obecna sytuacja przestała go wkurzać.
Po pewnym czasie dziwi znowu się otworzyły i wyszła z nich księżniczka w towarzystwie dwóch wojowników. Ranma obrócił się na kolanie i już miał coś powiedzieć, gdy księżniczka go uprzedziła.
-Wstań Ranma nie musisz się silić na farmazony w mojej obecności, zachowaj je dla rady.
Ranma wstał i poszedł w stronę drzwi, ale jeden z wojowników zastąpił mu drogę. Księżniczka pokazała mu sznur.
-Nie możemy sobie tego darować?
-Najpierw musisz zapracować na zaufanie.
Następnie księżniczka związała mu ręce za plecami i wyprowadza go z komnaty.
***
Ranma pomyślał, że jest tak jak wczoraj. Klęczy przed radą. O tyle dobrze, że nie czuje drzewców włóczni na karku.
-Ja Tezcatl strażnik kosmicznego porządku i najwyższy sługa bogów, ogłaszam naradę za otwartą.
Król rozejrzał się po zebranych.
-Kto chciałby zacząć?
-Ja.
-Dobrze. Mów.
Ranma się ukłonił. Tochli wyjaśnił mu, że od drobnych gestów, może zależeć jego życie.
-Mój współwięzień Tochtli, jeniec księcia Yaotla, wytłumaczył mi sytuacje z porwaniami w dolinie. Zaznaczę, że rozumiem teraz, dlaczego mnie tak ścigano. Jednak nie rozumiem, czemu nie mogę odejść skoro, wczoraj orzeczono moją niewinność.
Druga królowa podniosła rękę.
-Ja to wyjaśnię.
Zwróciła się do Ranmy i powiedziała łagodnym tonem.
-Ranma główny problem polega na tym, że jesteś akurat pierwszym jeńcem Xochitl. Gdybyś był którymś z kolei jeńcem, nie byłoby aż takiego problemu.
Pochyliła się bliżej i spojrzała Ranmie w oczy.
-Tutaj wojownik zdobywa szacunek i prestiż, nie za sprawą wygranych pojedynków czy jakiś specjalnych umiejętności, ale poprzez zdobywanie jeńców. Pierwszy jeniec ma znaczenie symboliczne. Stanowi on rytuał przejścia, od nowicjusza do pełnoprawnego wojownika, gotowego walczyć za swoją społeczność.
Królowa zrobiła chwile przerwy, zanim zaczęła dalej mówić.
-Nie można ot, tak pozbawić wojownika, takiego osiągnięcia. Tłumacząc ci, tak byś to zrozumiał…
Królowa się chwile zamyśliła.
-Załóżmy, że bierzesz udział w niezwykle ważny turnieju sztuk walki. Poświęciłeś lata na trening i wylałeś wiele potu i pokonałeś wiele trudności, aby się zakwalifikować. Uczestniczysz w kolejnych walkach, mimo bólu i ran dochodzisz do finału i walczysz z ostatnim przeciwnikiem. Po niezwykle zaciętej walce pokonujesz go i już powinieneś zostać na oczach tłumu ogłoszony mistrzem… gdy nagle sędzia ogłasza, że nie zasługujesz na zwycięstwo i tytuł… tak po prostu. Właśnie o czymś takim mówimy.
Ranme, aż to wstrząsnęło. To nie była po prostu przerwana walka. To była właściwie nieopisana hańba i to taka, na jaką się nie zapracowało. Gdyby mu przytrafiło się coś takiego, jego matka kazałaby mu popełnić seppuku. I nie był to, żart. Naprawdę musiałby to zrobić. Przełykając ślinę, pokiwał głową, na znak tego, że rozumie.
-Nie martw się. Są obyczaje, które pozwalają pokojowo rozwiązać tę sytuację np. Rytuał Honorowego Poddania się. Najprościej musiałbyś na szczycie piramidy przyznać przed społecznością, że zostałeś pokonany, przez księżniczkę Xochitl. Ona by to przyjęła i mógłbyś wtedy opuścić dolinę.
Ranma aż szarpnęło. Rozumiał, o co chodziło królowej. Jednak to było zwykłe płaszczenie się na oczach wszystkich. Czuł się rozdarty. Z jednej strony duma, z drugiej wolność. Wtedy odezwał się książę Yaotl.
-Widzę, że mu się to nie podoba. Możemy to załatwić za pomocą rytualnego pojedynku. Najprościej będziesz musiał jeszcze raz zawalczyć z księżniczką lub z kimś innym.
Tutaj wskazał palcem na siebie.
-Jeśli wygrasz, będziesz wolny. Jeśli przegrasz, musisz zaakceptować nasze warunki.
Ranma się uśmiechnął.
-Mogę na to pójść.
Książę Yaotl się do niego uśmiechnął szczerząc kły gdy nagle odezwała się pierwsza królowa.
-Sprzeciw.
Yaotl obrócił się do królowej z miną jakby nagle, przerwała mu ulubioną zabawę, mówiąc, że czas odrobić matmę. Tymczasem młodszy książę Octli pociągnął z glinianego kupka i radośnie krzyknął.
-Ulamaliztli!
-Octli, nie umiesz powstrzymać się od picia?! Trwa rada!
Po tym jak zganiła swojego syna, wzięła oddech i wskazała na Ranme.
-Nie chodzi mi o metodę bezkrwawego rozwiązania tego problemu. Uważam, że obcy musi umrzeć.
Przez całą salę podniósł się szmer. Część osób pokiwała głowami, reszta zaś była oszołomiona. Królowa zaś wyprostowała się i spojrzała na wszystkim spojrzeniem, w którym nie było wątpliwości, tylko czysta determinacja.
-Wyjaśnię wam, co mam na myśli.
Wskazała na Ranme.
-Po pierwsze to obcy, ktoś spoza doliny. Nikt go nie zna i nikt nie może za niego poręczyć. Nic o nim nie wiemy. Prawdą jest, że nie zabił, ani poważnie nie zranił żadnego z naszych wojowników. Jednak za tym nie musiała przemawiać szlachetność i honor, a czysty pragmatyzm, mający na celu uniknięcie naszej mściwości. Pamiętacie obcych w czerni, oni też najpierw zapewniali nas o swoim honorze i wiecie, jak się to skończyło.
Królowa wzięła oddech i wypuściła go przez nos. Wyglądała przy tym jak drapieżnik podczas polowania.
-Po drugie, nasi poddani znikają. Sprawcy wymykają się nam i pozostają w ukryciu. Nie jesteśmy w stanie ich dosięgnąć, ale możemy wysłać im ostrzeżenie, co się stanie jeśli ich złapiemy. Jestem, przekona, że jego śmierć da naszym wrogom do myślenia.
Przez chwile zapadła cisza, którą przerwał król, zwracając się do kapłana.
-Co mówią omeny?
Zanim kapłan rozpoczął swoją przemowę, królowa wytłumaczyła Ranmie role omenów, że są to niezwykłe wydarzenia widziane jako znak od bogów.
-Zacznę od początku. Ranma wylądował na kamiennym dysku przed posągiem. Po opisie mniemam, że był to kamień ofiarny techcatl, a posąg przedstawiał Huitzilopotchi. Miejsca, gdzie się znajdował, było zaś wypełnione nagietkami i motylami. Do tego Ranma czuł presję płynącą z posągu. Do tego dochodzi też wyczucie czyjejś obecności. W miejscu skąd ta obecność znalazł tylko motyle bez żadnych śladów innych istot. Wszystkiemu zaś towarzyszyło uczucie bycia ocenianym.
Kapłan lekko się zamyślił.
-To bardzo złożony, lecz jasny omen. Nagietki są symbolem śmierci i mogą pomóc w podróży między światami. Motyle zaś symbolizują tych, którzy wojowników umarli na kamieniach ofiarnych i w bitwach oraz kobiety, które zmarły w połogu. Wszyscy oni dołączają do orszaku Hoitzilopotchtli, którego posąg się tam znajdował. Ranma, mimo że nikogo nie widziałeś, nie oznacza, że nikogo tam nie było. Faktycznie byłeś poddawany ocenie, ale nie przez siły ze świata śmiertelnych
Kapłan wziął wdech i znów zaczął mówić.
-Następny omen to jaguar na kamiennej drodze. To nie tylko ocena, ale i próba. Jaguar powoli podszedł do Ranmy. Nie zaatakował, ale powoli podszedł, aż stanął do niego twarzą w twarz. Ranma zaś nie uciekł. To próba odwagi. Ranma wygrał ze strachem i został uznany za godnego przejścia do następnego etapu.
Kapłan spojrzał na Ranme.
-Dalej próbowałeś uciec z terytorium jaguara. Ziemia się pod tobą osunęła. Następnie próbowałeś uciec z osuwiska, ale tajemnicza gałąź skierowała cię z powrotem na osuwisko. To kolejny omen. Twój los jest nieunikniony, a próby ucieczki zakończą się porażką.
Kapłan znów zwrócił się do całej rady.
-Osuwisko zaprowadziło go na arenę wypełnioną posągami jaguarów, orłów i kolibrów. Wszystkie one łączą się z Huitzilopochtli. Do tego na szczycie areny był jego posąg. Walka z jaguarem to próba jego umiejętności. Ranma dowiódł swoich umiejętności. Dlatego jaguar odszedł, a on mógł wydostać się z areny. Ranme przeszedł kolejną próbę.
Kapłan znów wciągnął powietrze w płuca.
-Ostatni moment to widok na dolinę i motyle wylatujące zza pleców Ranmy. To oczywiste błogosławieństwo od dusz wojowników, którzy dołączyli do orszaku Huitzilopochtli.
Kapłan jeszcze raz odetchnął jak po dużym wysiłku i rzekł.
-Podsumowując Ranma pojawiając się w dolinie przyciągnął uwagę sił spoza świata śmiertelnych. Bogowie poddali go ocenie i uznali godnego statusu wojownika. Został w ten sposób przez nich namaszczony. Nie wiem do czego, ale ten los jest dla niego nieunikniony.
Kapłan rozejrzał się po pozostałych. Uważam, że to, co się zdarzyło w obozie obcych w czerni, nie ma z tym związku. Wszyscy wiemy, że ziemia gdzie żyli, jest przeklęta. Po rytuale oczyszczenia ani my, ani Ranma nie mamy już się czego obawiać. Biorąc pod uwagę jego zdolność zmiany płci, czyni to go niezwykłą postacią w sensie duchowym. Swoistym pomostem między różnymi światami. Nawet jeśli on sam uważa to za klątwę. Powtórzę jeszcze raz. Ranma jest uznanym przez bogów wojownikiem, ma coś do zrobienia w dolinie, ale nie umiem powiedzieć co. Wiem tylko, że jego los jest nieunikniony, a wszystkie próby ucieczki są z góry skazane na porażkę
W sali zapadło skupienie. Cisza była tak gęsta, że można było jej dotknąć. Stan ten przerwała Tlalli Pierwsza Królowa.
-Według mnie omeny wyglądają następująco. Jednak trzeba je odczytywać w kolejności od naszego miasta, do miejsca prób. Przeszedł oczyszczenie, został uznany za godnego wojownika, przeszedł próby walki i odwagi, na końcu w oblicza boga i zmarłych wojowników znalazł się na kamieniu ofiarnym.
Królowa spojrzała na wszystkich niezwykle poważnym spojrzeniem, po którym można było poznać, że wierzy w to co mówi.
-To proces przygotowania wojownika do złożenia w ofierze. Huitzilopochtli dostrzegł jego wyjątkowość i zapragnął tego wojownika w swoim orszaku. Teraz krąg się zamyka. Ranma przebywa w rytualnym więzieniu. Miejscu, gdzie przebywają ci, którzy są uważani za potencjalnych pośredników między nami śmiertelnymi a bogami. Krąg się zamyka. Przeznaczeniem Ranmy jest udać się do świątyni Huitzilopochtli i oddać się bogu. Co kapłan myśli o moich słowach?
Kapłan się zamyślił.
-Faktycznie… interpratacja Królowej Tlalli może być poprawna. Ranma wykazał się jako wojownik, a jego dar nadaje mu ogromne znaczenie duchowe. Jego wartość jako ofiary dla Huitzilopochtli, jest niezaprzeczalnie wysoka.
Kapłan pokłonił się królowej, a następnie zwrócił się do Ranmy, który klęczał oniemiały.
-Ranma wojowniku namaszczony przez Huitzilopochtli i pobłogosławiony przez poległych wojowników czy zechcesz oddać swoje serce bogu?
-Chyba żartujesz?
-Rozumiem. Tak nagłe objawienie może być szokujące, ale zapewniam cię, że twoja śmierć przyczyni się do zachowania kosmicznej harmonii. Twoja przejście do świata bogów będzie wypełnione honorem, a do tego czasu będziesz dobrze traktowany.
-Odmawiam!
W sali niemal wszyscy wciągnęli powietrze. Konsternacje przerwała Wanda Druga Królowa.
-Przepraszam za niego. Ranma nie mówi tego, dlatego, że jest nieposłuszny bogom, lub w złej woli. W jego kulturze nie uznaje się krwawych ofiar. Dla niego śmierć na ołtarzu nie niesie ze sobą honoru, jest bezsensowna.
Powoli wszyscy na sali zdawali się wypuszczać powietrze. Kapłan się odezwał. W jego głosie zaś była rezygnacja, jakby już teraz spodziewał się porażki w tej wymianie słów.
-Wojowniku, odmawiasz oddania swojego serca Huitzilopochtli? Nic nie jest w stanie cię przekonać?
Ranma rzucił mu ostre spojrzenie, w którym od razu było widać, że odmawia.
-Rozumiem.
-Uparty jak kojot. Zapytam o coś innego kapłanie. Czy krew Ranmy byłaby wartościowym darem dla bogów?
-Tak Królowo Tlalli. Chociaż krew nie ma takiej mocy jak serce, nadal jest esencją życia. To niezaprzeczalnie cenny dar.
-W takim razie mam taką propozycję. Ranma zostanie poddany honorowej egzekucji. Jego krew zostanie przelana na kamieniu techcatl, a on stanie przed Huitzilopochtli zachowując swoje serce, skoro tak bardzo nie chce go oddać bogom.
Ranma już chciał wybuchnąć, ale księżniczka Xochitl i Książę Yaotl go uprzedzili.
-Ciociu czemu aż tak pragniesz jego śmierci?
-Właśnie matko. To niehonorowe.
Królowa spojrzała w oczy każdemu i rzekła z niezaprzeczalną determinacją w głosie.
-Yoatl, Octli moi rodzeni synowie, których wydałam na ten świat w bólach, Królowo Wanda, która znalazła swe miejsce w dolinie, Xochitl moja pasierbico, która kroczysz drogą wojownika, szanowni radni, którzy pragniecie by ten obcy Ranma żył… Wasze pragnienie jest poparte waszym honorem i empatią. Nie jest to powód do wstydu lub oznaka słabości. Wręcz przeciwnie przynosi wam to zaszczyt i jest oznaką siły waszych serc. Jednak musimy postawić dobro społeczności nad dobro jednostki. Nasi poddani są stale zagrożeni przez niewidzialną siłę i znikają bez śladu. Nasz wróg umyka nam, nie wychodząc z cienia, jakby sam był cieniem. Możliwe, że bogowie zesłali nam rozwiązanie problemu. Krew Ranmy rozlana na kamieniu ofiarnym przerazi naszych tajemniczych wrogów i da siłę Huitzilopochtli. Moja decyzja o jego losie nie jest podyktowana żadną zawiścią lub złą wolą, lecz troską o mieszkańców doliny. Jeśli ktoś jest w stanie zaprzeczyć moim słowom lub dodać coś jeszcze, niech przemówi.
Po słowach Pierwszej Królowej Tlalli w sali zaległa cisza. Cisza zupełnie pusta, martwa i bezdźwięczna. Nawet Ranma nie mógł nic powiedzieć, choć to o jego życiu toczyła się dyskusja. Wszyscy, którzy chcieli go bronić, kierowali w jego stronę przepraszające spojrzenia i spuszczali głowy. Zwyczajnie nie mieli żadnego argumentu, by podważyć wolę Pierwszej królowej. Ostatnimi, którzy spuścili głowy byli Książę Yaotl, Księżniczka Xochitl i Pierwsza Królowa Wanda. Wtedy ponownie odezwała się Pierwsza Królowa.
-Co postanawia Strażnik Kosmicznego Porządku, Najwyższy Sługa Bogów, Nasz Król Tezcatl?
Po wypowiedzeniu tych słów Pierwsza Królowa Tlalli również opuściła swoją głowę. Jakby przepraszała młodzieńca, na którego sprowadzała śmierć.
Po chwili król przemówił.
-Zabierzcie Ranme do jego celi. Jeśli zmieni zdanie, będzie mógł oddać swoje serce Huitzilopochtli. Jeśli nadal będzie odmawiał, oddania swojego serca bogom, zostanie poddany honorowej egzekucji. Zamykam obrady.
Na te słowa wojownicy podnieśli Ranme z podłogi i zabrali go do celi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz