Dolina Jaguarów
Rozdział 8: Witamy w Dolinie.
Fanfic Ranma 1/2
Rozdział 8: Witamy w Dolinie.
Fanfic Ranma 1/2
Ranma szedł prowadzony na sznurze przez księżniczkę. Nie miał żadnej okazji do próby ucieczki. Za nim szło dwóch napakowanych furasów.
Księżniczka się do niego odezwała.
-Ranma Saotome, dobrze wypowiadam imię?
-Tak księżniczko.
-Mama mi wytłumaczyła, jak poza doliną ludzie zwracają się do siebie, ale musimy przejść na “ty”. Ranma.
Nieco się napiął, ale uznał, że ma racje. To może być dla niego szansa.
W końcu weszli do jakiejś komnaty z czymś, co wyglądała jak wielka misa. W środku czekał jeden z kapłanów, którzy byli obecni podczas rady.
-Co to za miejsce?
-Kaplica. Musisz przejść rytuał oczyszczenia.
Przechylił głowę w bok zdziwiony.
-Oczyszczenia? Po co?
Tym razem odpowiedział mu kapłan, gdy weszli na środek sali.
-Pamiętasz zdarzenie w miejscu, gdzie żyli obcy w czerni? Byli oni z gruntu źli. Chociaż dawno temu zniknęli, ich zła wola nadal tu pozostaje. Widziałeś upiora?
Ranma pokiwał głową.
-To spore zagrożenie, dla ciebie. Zwłaszcza po widoku tych zielonych oczu. Stałeś się widoczny, dla sił ciemności. Dzięki rytuałowi przestaniesz być dla nich widoczny.
Ranma chwile pomyślał. Miał już doświadczenie z dziwnymi bytami. Jednak nie tego rodzaju. Ranma pokiwał głową.
Ranma i kapłan stanęli po obu stronach rytualnej misy. Kapłan zaczął coś wsypać do misy. Widać wyczuł niewypowiedziane, bo odpowiedział.
-To kadzidło. Kopal, szałwia, tytoń, nagieteki, mirra i sproszkowany obsydian.
Księżniczka i dwóch wojowników wydawało się zdumionych.
-To… bardzo potężne kadzidło kapłanie.
-Obecność złych duchów również była potężna. Do tego mówimy tu o obcych w czerni. Lepiej nie ryzykować.
Wojownicy pokiwali głowami. Ranma zastanawiał się, kim dokładnie są ci obcy w czerni. Jakoś nie wierzył, że to tylko niemcy.
Kapłan zapalił kadzidło i poinstruował Ranme, by ten stał spokojnie. Gdy dym z kadzidła zaczął wypełniać komnatę, wziął wachlarz i zaczął kierować dym w stronę. Smugi zdawały się go otulać, jak koc. Było to przyjemne uczucie.
-O potężny Huitzilopochtli, Panie Wojny i Słońca, dzięki któremu słońce może wydostać się z Mictal i obdarzać nas swoim blaskiem. Spraw by twój blask rozproszył ciemność. Usuń z niego ślad ciemności, który nad nim zawisł. Przywołuje kwiaty, by ubarwiły jego drogę, obsydian by otoczył go ochroną, niech zapach kopalu odpędzi od niego wszystko, co jest złem. Huitzilopochtli przyjmij tę ofiarę z dymu i oczyść ciało i duszę tego, który stoi przed tobą.
Kapłan zakończył rytuał i spytał.
-Jak się czujesz?
-Jakby wielki kamień spadł mi z pleców.
To była prawda. Poczuł wielką ulgę. Nie umiał tego wyjaśnić, ale czuł naprawdę wielką ulgę.
-To znaczy, że rytuał zadziałał. Nie musisz się już martwić o nic.
-Oprócz jutrzejszej Rady.
Ranma mu tak odparł. Księżniczka położyła, mu na ramieniu dłoń.
-Tym będziesz się martwił jutro. Na razie do celi.
Gdy Ranma myślał o więzieniu, spodziewał się ciemnych, ciasnych i wilgotnych pomieszczeń gdzieś głęboko pod pałacem. Dlatego też zdziwił się, gdy zobaczył więzienie. Dobrze oświetlony placyk z kwiatowym ogrodem. Og góry krata, a przeciwległa ściana, choć zakratowana zapewniała dobry widok na miasto i piramidy. Do tego kilka kamiennych stolików. Po obu bokach cele, bez krat, tylko z kotarami z kolorowych tkanin.
-Możesz sobie wybrać cele Ranma.
Patrzył raz na księżniczkę, raz na więzienie.
-To nie pomyłka?
Księżniczka lekko się zaśmiała.
-Nie dlaczego?
-Bo to miejsce nie wygląda jak więzienie.
-To rytualne więzienie. Kapłani byliby wściekli gdyby rodzina królewska zamknęła kogoś, kto nie popełnił przestępstwa i jest obdarzony boskim darem w zwykłym więzieniu. Dlatego jesteś tutaj.
Rozcięła mu więzy, na nadgarstkach i obróciła się w stronę cel.
-Tochli, jesteś tu?
Z celi wyszedł jasnobrązowy furry królik, który do nich podszedł i uklęknął przed księżniczką.
-Witam waszą wysokość. Jak mogę waszej wysokości służyć?
-Wstań i unieś głowie.
Królik nazwany Tochli wstał i wyprostował. Z jakiegoś powodu skojarzył mu się z uczniem w dojo.
-Tochli, to jest Ranma. Jest moim jeńcem. Przybył do naszej doliny dosłownie kilka godzin temu i nie zna naszych zwyczajów. Wiem, że jesteś jeńcem mojego brata i nie mogę ci rozkazywać, ale proszę byś miał na niego oko i uczył go naszych zwyczajów.
Tochli się ukłonił i powiedział.
-Proszę się nie martwić wasza wysokość, będę miał na niego baczenie.
-Dziękuję Tochli. Zostawię was teraz, niedługo dostaniecie kolacje.
Księżniczka wyszła ze strażnikami, którzy zamknęli za sobą kamienne drzwi.
-Jestem Tochli.
-Ranma.
-Usiądź, porozmawiajmy.
Razem zasiedli przy jednym ze stolików.
-Ranma czy szarobrązową króliczke.
-Nie. Widział tylko jaguarowatych.
Tochli wyraźnie posmutniał i położył po sobie uszy.
-To twoja siostra?
-Żona. Zaginęła trzy veitemy temu.
W tym momencie zapaliła się Ranmie czerwona lampka. Znów o tych zaginięciach. Yaotl mówił o ochronie doliny i zaginięciach. Rada również oskarżyła go to, że ma coś wspólnego z tymi zaginięciami.
-Rada mówiła mi o zaginięciach, ale nie rozumiem, jak poważny to problem.
-Każdej veitemy znika kilkadziesiąt osób.
-Ile czasu to veitema?
-20 dni.
Ranme aż zszokowało, kilkadziesiąt osób zaginionych w dwadzieścia dni.
-To oznacza, że codziennie znika co najmniej jedna osoba.
-Tylko w tym mieście, a w dolinie są inne miasta. Wszędzie sytuacja jest taka sama.
Ranma nie wiedział, ile miast jest w dolinie. Jednak to oznaczało, że dziennie znika kilkanaście osób.
-Najgorsze jest to, że nie ma żadnych śladów. Ktoś idzie łowić ryby, zbierać chrust, pracować na polu i znika. Na miejscu znajdujemy jedynie pojedyncze, przedmioty i nic więcej.
Ranma przełknął ślinie. Brzmiało to jak fabuła z jakiegoś horroru.
-Moja żona również zaginęła. Wyszła na pole, gdy ja poszedłem do pracy w straży. Gdy wróciłem, nie zastałem jej, a gdy poszedłem, szukać jej na polu, znalazłem tylko zdeptane rośli i jej ulubioną motykę… złamaną.
Schylił głowę, jakby się czegoś wstydził.
-Niewiele myśląc, poszedłem jej szukać. Nie dość, że nic nie znalazłem, to jeszcze zapędziłem się na terytorium innego miasta, gdzie złapał mnie patrol dowodzony przez księcia Yaotla. Od tego czasu jestem tutaj.
-Przykro mi to słyszeć.
Nagle drzwi się otworzyły i weszła dziewczyna, niosąc dwie tace z jedzeniem. Tochli poinstruował Ranme jak ma się zachowywać przy jedzeniu. Nie rozmawiać przy jedzeniu, jeść powoli małymi kęsami, za pomocą dłoni.
Po jedzeniu zostali zabrani do łaźni. Tam również Tochli go uczył.
-Zostaw tu swoje ubrania.
Ranma rozebrał się do naga i poszedł razem. Następnie weszli do małego pomieszczenie. Okazało się, że temescal to po prostu sauna. Tochli tłumaczył mu po cichu, jak ma się zachowywać i by nie zgrywał twardziela i wyszedł, gdy poczuje się, że ma dość.
Gdy wyszli z łaźni, weszli do basenu z zimną wodą. Ranma niechętnie, ale widziała go już całą rada i oddział wojowników…
Tochli aż wytrzeszczył oczy, gdy to zobaczył. Ranma opowiedział mu o swojej klątwie, którą nabył w dolinie przeklętych źródeł. Tochli patrzył na niego z podziwem.
-Kapłani będą się zabijać o ciebie.
-Wolałbym nie.
Zbytnia uwaga kapłanów, nie była tym, czego pragnął. Zwłaszcza z naciskiem na słowa o zabijaniu się o niego. Wolał w to nie wnikać.
Zresztą miał już nowy problem. Jego ubranie zniknęło.
-Gdzie moje ubranie?
-Ta pocięta szmata? Już nic by z niej nie było. Proszę, nowe ubranie.
Opiekun po polaniu go gorącą wodą, podał mu długi pas materiału. Ranma zastanawiał się, co to ma być. To nie wyglądało jak ubranie. Tutaj znów przyszedł mu z pomocą Tochli.
-To maxtact. Nie nosicie takich ubrań?
-Nie.
Tochli westchnął i zaczął go instruować, jak zawiązać maxtactl. Po jego założeniu. Ranma czuł się dziwnie, jakby paradował w samych gaciach. Jednak wszyscy tutaj chodzili tylko w tym, więc musiał przywyknąć.
Przed snem jeszcze spojrzał na miasto. Wyglądało jak żywcem wyjęte z filmu dokumentalnego. Musiał przyznać, że ta dolina jest po prostu z innego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz