Dolina jaguarów.
Rozdział 2: Przerażające... motyle
Fanfic Ranma 1/2
Rozdział 2: Przerażające... motyle
Fanfic Ranma 1/2
-Cholerny Kuno! Niech ja go dorwę.
Kuno zawsze coś odwalał zwłaszcza jeśli chodziło o jego żeńską formę. Nagle wyczuł czyjąś obecność. Gdy się obejrzał, zobaczył, że faktycznie nie był tu sam. Wstał i przyjął gardę. Nie będzie łatwo, gość ma ponad dwa metry, ale nie takich już pokonywał.
-No choć.
Był gotów do walki, ale on się nie ruszał.
-Zaraz… to posąg.
Ranma odetchnął z ulgą. To był tylko kawał kamienia. Przyjrzał mu się dokładniej. Posąg, nosił dziwną koronę z ogromną ilością piór, jakiś ręcznik i naszyjnik. W jednej dłoni trzymał tarcze z piórami, a w drugiej maczugę w kształcie węża. Ranma nie wiedział dlaczego, ale poczułby, że walki z nim by nie wygrał.
Dlaczego w ogóle o tym pomyślał? To przecież tylko kamień. Nie ruszy się. Gdyby chciał, mógłby…
Z jakiegoś powodu przełknął ślinę. Już sama myśl by, chociaż zbliżyć się do posągu wywoływała w nim strach. Doskonale wiedział, że się nie ruszy, ale czuł, że mógłby go zmiażdżyć jednym ruchem dłoni.
Chwycił się za serce. Biło jak oszalałe.
Spojrzał w dół. Wylądowała na jakimś rzeźbionym kamiennym dysku. Nie wiedząc czemu, zszedł z niego jak oparzony.
Instynkt nakazywał wzmożoną czujność, informując o zagrożeniu. Rozglądał się po okolicy. Znajdował się na jakiejś kamiennej platformie, która na kilka metrów wznosiła się nad poziom gruntu. Wokół niej zaś znajdowała się polana, porośnięta jakimiś żółtymi kwiatami, a wokół latało pełno motyli.
Ranma czym prędzej zszedł z tej dziwnej budowli. Niepokój nadal mu towarzyszył.
Gdy się nieco oddalił i jeszcze raz spojrzał na budowle, przypomniał sobie ilustracje z podręcznika. To była aztecka piramida, tylko mniejsza. Poczuł, jak coś mrozi mu krew w żyłach. W końcu musiał przyznać to przed samym sobą. Bał się.
-Kuno… nienawidzę cię.
Nie miał pojęcie, czemu akurat tu się znalazł, ale chciał być jak najdalej stąd. Daleko od tej piramidy i uczucia bycia obserwowanym. Nie było to zwykłe uczucie, jakie znał. Nie była to presja, jakby ktoś szykował się do ataku. To było, jakby podlegał, jakiejś niezwykle poważnej ocenie.
Nagle poczuł jakąś obecność z pobliskiego krzewu.
-Więc tu jesteś.
Zaatakował i nagle jakaś kolorowa burza wystrzeliła mu w twarz. Gdy przeszło nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-Motyle?
W krzewie niczego nie było poza motylami. Żadnych śladów stóp, połamanych gałązek, zgniecionych liści, nic tylko motyle. Jednak był całkowicie pewien, że to stąd pochodziła ta tajemnicza obecność, ale były tu tylko motyle. To nie było możliwe. Ta presja nie mogła pochodzić od motyli.
Kurczowo usiłował znaleźć coś, co mogłoby posłużyć za jakiekolwiek logiczne wyjaśnienie. To miejsce nie było normalne.
To nie było możliwe. Motyle nie mogły być źródłem takiej presji. Coś było nie tak. Bardzo nie tak…
Gdy spojrzał w bok, zobaczył ścieżkę. Szybko nią podążył. Nie ważne dokąd prowadzi. Wszędzie było lepiej niż przy tej piramidzie i dziwacznych motylach.
Po jakimś czasie uznał jednak, że ta piramida, była całkiem przyjemnym miejscem. Przynajmniej w porównaniu z tym, na co teraz natrafił…
Kuno zawsze coś odwalał zwłaszcza jeśli chodziło o jego żeńską formę. Nagle wyczuł czyjąś obecność. Gdy się obejrzał, zobaczył, że faktycznie nie był tu sam. Wstał i przyjął gardę. Nie będzie łatwo, gość ma ponad dwa metry, ale nie takich już pokonywał.
-No choć.
Był gotów do walki, ale on się nie ruszał.
-Zaraz… to posąg.
Ranma odetchnął z ulgą. To był tylko kawał kamienia. Przyjrzał mu się dokładniej. Posąg, nosił dziwną koronę z ogromną ilością piór, jakiś ręcznik i naszyjnik. W jednej dłoni trzymał tarcze z piórami, a w drugiej maczugę w kształcie węża. Ranma nie wiedział dlaczego, ale poczułby, że walki z nim by nie wygrał.
Dlaczego w ogóle o tym pomyślał? To przecież tylko kamień. Nie ruszy się. Gdyby chciał, mógłby…
Z jakiegoś powodu przełknął ślinę. Już sama myśl by, chociaż zbliżyć się do posągu wywoływała w nim strach. Doskonale wiedział, że się nie ruszy, ale czuł, że mógłby go zmiażdżyć jednym ruchem dłoni.
Chwycił się za serce. Biło jak oszalałe.
Spojrzał w dół. Wylądowała na jakimś rzeźbionym kamiennym dysku. Nie wiedząc czemu, zszedł z niego jak oparzony.
Instynkt nakazywał wzmożoną czujność, informując o zagrożeniu. Rozglądał się po okolicy. Znajdował się na jakiejś kamiennej platformie, która na kilka metrów wznosiła się nad poziom gruntu. Wokół niej zaś znajdowała się polana, porośnięta jakimiś żółtymi kwiatami, a wokół latało pełno motyli.
Ranma czym prędzej zszedł z tej dziwnej budowli. Niepokój nadal mu towarzyszył.
Gdy się nieco oddalił i jeszcze raz spojrzał na budowle, przypomniał sobie ilustracje z podręcznika. To była aztecka piramida, tylko mniejsza. Poczuł, jak coś mrozi mu krew w żyłach. W końcu musiał przyznać to przed samym sobą. Bał się.
-Kuno… nienawidzę cię.
Nie miał pojęcie, czemu akurat tu się znalazł, ale chciał być jak najdalej stąd. Daleko od tej piramidy i uczucia bycia obserwowanym. Nie było to zwykłe uczucie, jakie znał. Nie była to presja, jakby ktoś szykował się do ataku. To było, jakby podlegał, jakiejś niezwykle poważnej ocenie.
Nagle poczuł jakąś obecność z pobliskiego krzewu.
-Więc tu jesteś.
Zaatakował i nagle jakaś kolorowa burza wystrzeliła mu w twarz. Gdy przeszło nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-Motyle?
W krzewie niczego nie było poza motylami. Żadnych śladów stóp, połamanych gałązek, zgniecionych liści, nic tylko motyle. Jednak był całkowicie pewien, że to stąd pochodziła ta tajemnicza obecność, ale były tu tylko motyle. To nie było możliwe. Ta presja nie mogła pochodzić od motyli.
Kurczowo usiłował znaleźć coś, co mogłoby posłużyć za jakiekolwiek logiczne wyjaśnienie. To miejsce nie było normalne.
To nie było możliwe. Motyle nie mogły być źródłem takiej presji. Coś było nie tak. Bardzo nie tak…
Gdy spojrzał w bok, zobaczył ścieżkę. Szybko nią podążył. Nie ważne dokąd prowadzi. Wszędzie było lepiej niż przy tej piramidzie i dziwacznych motylach.
Po jakimś czasie uznał jednak, że ta piramida, była całkiem przyjemnym miejscem. Przynajmniej w porównaniu z tym, na co teraz natrafił…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz