Rozdział 11: Determinacja Ksieżniczki
Fanfic Ranma 1/2
-Matko rozumiem twoje stanowisko, ale go nie aprobuje.
Yaotl spojrzał na matkę z gniewnym spojrzeniem. Wtedy odezwał się jego młodszy brat.
-Będziemy mieli z tego kłopoty, a wiedz, że jak ja jestem głosem rozsądku, to znaczy, że jest źle.
Octli również wyraził swoją dezaprobatę wobec matki.
-Macie racje. To, co robię, nie jest sprawiedliwe, ale robię to dla dobra całej społeczności.
Tlalli spojrzała ostro na swoich synów.
-Tym bardziej mi przykro, bo moglibyście się od niego sporo nauczyć. Yaotl mógłbyś wreszcie przestać zajmować się tylko treningiem i walką i zwrócić większą uwagę na swoje obowiązki księcia, a ty Ocli mógłbyś wreszcie wytrzeźwieć.
Książęta zawstydzeni pochyliły głowy. Po chwili królowa również pochyliła głowy ze smutkiem.
-Nasze problemy rodzinne, nie mają teraz znaczenia. Nie po to się zebraliśmy.
Tlalli spojrzała na swojego męże, pierwszą królową i jej córkę swoją pasierbicę. Wyprostowała się i powiedziała z niezachwianą determinacją.
-Musimy założyć, że jeniec Xochitl, nadal będzie odmawiał oddania swojego serca bogom.
Spojrzała na wszystkich, zatrzymując się nieco na Xochitl.
-Jeśli to się stanie, trzeba będzie wykonać egzekucje. Musimy zdecydować jak. Od razu zaznaczę, że sprzeciwiam się rytualnej walce. Ranma jest jak jaguar, a jeśli jaguar wyczuje okazję, to będzie walczył.
Yaotl pokiwał głową, na znak, że zgadza się ze słowami matki. Był przekonany, że Ranma nie zamierza się poddać.
-Proponuje puszczanie krwi.
Krew była esencją życia, cennym źródłem siły dla bogów, dzięki której utrzymywali świat w harmonii. Dodatkowo przelanie jego krwi na kamieniu techcatl wzmocniłoby jego więź z Huitzilopochtli. Jednak byłaby to powolna śmierć. Gdyż taki rytuał choć potężny duchowo, wymagał stopniowego oddawania krwi bogom. Mówiąc wprost, była to powolna śmierć z wykrwawienia.
-Muszę opanować Tlalli.
-Dlaczego Wando?
-W kulturze, z której wywodzi się Ranma, za honorową śmierć uznaje się szybką i jak najmniej bolesną.
-Jak ścięcie Macuchuitlem?
-Tak.
-Można połączyć oba elementy. Ofiarowanie krwi i ścięcie.
-Tak, to silny rytuał.
Ten rodzaj ofiary ograniczał się do upuszczenia minimalnej ilości krwi z jednej niewielkiej rany. Niewielka ilość krótkiego bólu, przed śmiercią. Do tego łącząc ofiarowanie krwi bogom ze śmiercią od ciosu Macuchuitla podkreślali status Ranmy jako wojownika. Oba te elementy ścięcie i puszczanie krwi uzupełniały się wzajemnie, pozwalając przekazać bogom pełnię jego istoty duchowej jak i fizycznej.
Wszyscy spojrzeli na pozostałych członków rodziny. Osiągnęli porozumienie. Nagle odezwała się Xochitl
-Ja to zrobię.
Wszyscy spojrzeli na Xochitl. Była skulona, miała postawione uszy, końcówka jej ogona drgała, do tego ona sama lekko drżała.
-Co chcesz przez to powiedzieć Xochitl?
-Ranma to mój jeniec. Odpowiadam za niego. Jest niewinny i nie zasługuje na śmierć. Doskonale wiem, że nie mogę go ocalić. Jednak mogę zapewnić mu szybką i bezbolesną śmierć.
***
Ranma stał i patrzył się przez kraty. Już dawno zrezygnował z prób ich zniszczenia. Ktokolwiek zbudował to więzienie naprawdę się postarał. Siłą nic tu nie wskóra. Może Ryoga dałby radę dzięki punktowi rozłamu, ale jego tu nie było. Był w klatce. W tym momencie coś przyciągnęło jego uwagę. Na kamienną platformę, przed piramidą wciągano jakiś wielki okrągły kamień. Gdy zaczął się zastanawiać, o co z nim chodzi, zza jego pleców rozległ się głos.
-Ranma musimy porozmawiać.
Do więzienia weszła księżniczka Xochitl i usiadła przy jednym ze stolików. Tochli stanął w drzwiach swojej celi. Jednak księżniczka zaprosiła go do stołu. Po chwili Ranma do nich dołączył.
-Ranma czy nadal odmawiasz oddania swojego serca?
Księżniczka mówiła to, jakby była smutna, jakby już znała odpowiedź.
-Tak, nadal odmawiam.
-Rozumiem.
Księżniczka położyła po sobie uszy i podkuliła swój ogon.
-Mam pytanie, co księżniczka o tym myśli?
Ranma postanowił zaatakować.
-Matka wyjaśniła mi, jak to wygląda poza doliną, ale ja od małego dziecka widywałam wojowników ofiarowanych bogom. Każdy przyjął to jako swoje przeznaczenie i poszedł na ołtarz z podniesioną głową. Jesteś pierwszym i jedynym znanym mi przypadkiem, gdy ktoś się buntuje swojemu przeznaczeniu. Rozumiem, że masz swoje życie poza doliną i nie chcesz go stracić, jednak nie mogę ci go zapewnić.
Księżniczka ukłoniła się, jakby czuła się winna. Ranma poczuł się zmieszany. Teraz to on poczuł się winny, zwłaszcza po spojrzeniu, jakie skierował na niego Tochli.
-Chcę cię przeprosić za jeszcze jedną rzecz, w walce miałam cię za jakiegoś drania, a powinnam uważać za wojownika.
-Księżniczka nie musi mnie za to przepraszać.
Poczuł, że panikuje.
-Księżniczka nie zaatakowała mnie od tyłu gdy jadłem. To oznaka honoru. Prawda?
Tu zwrócił się do Tochliego, który pokiwał głową.
-Dziękuje Ranma. Pozwól, że przejdę do sedna.
Księżniczka wyprostowała się. Jej twarz napięła się, a oczy promieniowały determinacją.
-Ustanowiliśmy przebieg twojej egzekucji. Po oficjalnej prezentacji przejdziemy na platformę pod piramidą.
-Chwileczkę! Jakiej prezentacji?
Tutaj jednak odezwał się Tochli.
-To tradycja doliny Ranma. Jeniec prezentowany jest społeczności na potwierdzenie umiejętności wojownika. Ja prezentowałem swojego jeńca mojej społeczności, książę zaprezentował mnie mieszkańcom miasta. Nie jest to powód do wstydu.
-Dziękuję Tochli. Na platformie będziesz mógł jeszcze raz zdecydować, czy zostaniesz przy swoim, czy oddasz serce Huitzilopochtli. Jeśli zgodzisz się oddać swoje serce bogu, wejdziesz na piramidę, gdzie kapłani ofiarują cię Huitzilopochtli. Jeśli zdecydujesz się nie oddawać swojego serca egzekucja odbędzie się techcatlu na platformie. Kapłan upuści ci odrobinę krwi dla bogów, zaś ja będą tą, która odetnie ci głowę.
Ranma to zszokowało. I to nie tylko jego. Tochliemu stanęły uszy, a jego futro się nastroszyło.
-Ranmo jesteś moim jeńcem. Jestem za ciebie odpowiedzialna. Nie mogę uratować twojego życia. Nie mogę cię przekonać byś oddał swoje serce Huitzilopochtli. Jedyne co mogę zrobić to upewnić się, że twoja śmierć będzie jak najszybsza i jak najmniej bolesna.
Następnie chwyciła dłońmi barki Ranmy.
-Modlę się do Huitzilopochtli by dał ci siłę, która pozwoli ci zachować twoją determinację w obliczu śmierci.
Księżniczka wstała i ukłoniła się Ranmie.
-Przepraszam Ranma, to wszystko, co dla ciebie mogę zrobić.
Następnie odwróciła się i wyszła z celi zostawiając za sobą oniemiałych Ranme i Tochliego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz