piątek, 20 września 2024

Melodia Kwiatów i Krwi. Rozdział 5

Melodia Kwiatów i Krwi.
Rozdział 5. To co dostrzeżono.

Cauhtli opuścił pałac.Szedł prosto i dumnie z oczami patrzącymi wprost przed siebie w sposób godny jego pozycji arcykapłana. 
Jednak jego kroki były ciężkie, chociaż nikt nie mógł tego dostrzec. Nawet idący za nim strażnicy. Rada dowiedziała się o Tlacotzinie i jego wizji. Było to nieuniknione, ale liczył, że będzie miał nieco więcej czasu, który będzie mógł przygotować do przygotowania się do tej rozmowy. 
Teraz miał kilka dni, by przygotować próby, a potem przeprowadzić rytuał pytania. Bał się odpowiedzi, jaką może otrzymać lub jej braku. Nie miał pojęcia, której opcji bardziej się bał.
Teraz jednak musiał stawić czoła poważniejszym wyzwaniu, bo zbliżającemu się niechybnie. Musiał powiedzieć Tlacotzinowi, że amulet po jego matce przepadł. Prawdopodobnie jedyna cenna rzecz poza fletem, jaką posiadał. Na chwilę powrócił do niego gniew na właściciela. Jednak ta sprawa była zamknięta, a koniec tego kojota będzie naprawdę haniebny.
W końcu dotarł do posiadłości. Odprawił swoją twarz i ruszył na poszukiwanie Tlacotzina. Gdy dotarł do celu, usłyszał jego głos. Był on pełen szczęścia.
Gdy dotarł na miejsce, zobaczył, że Tlacotzin kłania się jednej z akolitek.
-Tlacotzin co się stało?
Był zaskoczony tym, co się stało. Ta scena była tak różna od tego co teraz nosił w sercu. Jakby szara kamienista równina na jego oczach pokryłą się soczystą zieloną trawą i pachnącymi kwiatami.
-Nenetzi znalazłą amulet mojej matki.
-A teraz go zwracam. 
Więc dziewczyna, która kupiła amulet od kupca była akolitką w świątyni Xochipilli? Uśmiechnął się i podziękował w duchu Xochipilli. Zły omen został zażegnany, a amulet wrócił do właściciela. Chłopca o czystym sercu. 
Kapłan zaś niewidocznie uśmiechnął się do akolitki.Była jedną z tych dziewcząt, które oczarowała jego muzyka. To zabawne jak teraz o tym pomyślał, to była jedną z tych czterech dziewczyn, które od początku wykazywały zainteresowanie Tlacotzinem. Jakoś się też tak złożyło, że asystowały mu w rytuałach w dniu poprzedzającym jego sen. 
-Pochyl się, założę ci go.
Tlazcotzin, delikatnie się pochylił, patrząc na dziewczynę w sposób przepełniony wdzięcznością i łagodnością. Dziewczyna przełożyła amulet przez głowę i delikatnie go założyła. 
Gdy tylko sznurek amuletu opadł na jego szyje, coś się stało.
Przez ciało chłopca przeszedł dreszcz, następnie cały zesztywniał. Jego oczy były zaś szeroko otwarte, zdając się patrzeć na coś w oddali. Wydawał się być jak jeleń w obliczu jaguara. 
-Tlacotzin.
Młodzieniec jej nie odpowiadał jakby był zupełnie gdzie indziej. Dziewczyna powtórzyła jego imię, ale ten jej nie odpowiedział. Była tym zdziwiona i zaniepokojona. 
-Tlacotzin.
Wtedy chłopak zareagował. Na jego twarzy malowały się obrazy, które ciężko było odczytać. Oczy latały mu na wszystkie strony, jakby był w środku gęstej dżungli i nie mógł odnaleźć drogi. W jego oczach widać też było grozę, jakby naprawdę stanął w obliczu jaguara. 
W końcu odezwał się do niego Cauthli.
-Tlacotzinie, co widziałeś?
Nagle chłopak zaczął przewracać oczami na wszystkie strony. Jakby nie wiedząc, co robić. Było oczywiste, że nie umie odpowiedzieć. Kapłan położył rękę na jego ramieniu.
-Spokojnie nie musisz mówić, jeśli nie czujesz się gotowy.
Kapłan był pewien. Tlacotzin doznał jakiejś wizji, ale postanowił nie naciskać, bo chłopiec wyraźnie nie był gotowy, by podzielić się tą wiedzą. Miał jednak przeczucie, że chłopiec sam mu to powie jeśli dać mu czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dolina Jaguarów. Rozdział 13

Dolina Jaguarów Rozdział 13: Z woli bogów Fanfic Ranma 1/2 Mieszkańcy miasta zgromadzili się przed pałacem. Wśród tłumu rozchodziły się dysk...