-Co to było?
Zaczął intensywnie myśleć o tym co widział we śnie. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, usiłując zinterpretować każdy szczegół. Po chwili miał już pełen obraz tego co musi zrobić.
Wstał i zaczął nakładać na siebie tunikę. Ze względu na jego status, powinni mu pomagać słudzy, ale teraz liczyła się każda chwila, trzeba było działać. Gdy miał już szatę i płaszcz na sobie krzyknął.
-Straż!!! Straż!!! Natychmiast do mnie!!! Straż!!!
Po chwili gdy akurat kończył wiązać naszyjnik, do jego komnaty wbiegli wojownicy z kapitanem straży rycerzem jaguarem na czele. Dobrze obecność elitarnego wojownika może się przydać.
-Arcykapłanie…
Wojownicy spojrzeli na kapłana, który sam się ubierał i to w pośpiechu wydawało się to dla nich dziwne, ale nie to było tu najważniejsze.
-Kapitanie! Ruszamy do świątyni! Natychmiast!
-Eee… Dlaczego?
Kapłan założył swój hełm ozdobiony piórami i kwiatami i zwrócił się do wojowników.
-Miałem wizje. Ruszamy! Wyjaśnie wam po drodzę!
Wojownicy ruszyli żwawym krokiem za kapłanem. Początkowo byli wręcz zdziwieni, że kapłan mimo swojego wieku może się tak szybko poruszać. W końcu odezwał się kapitan.
-Co wasza świątobliwość widział?
-Jeśli dobrze interpretuję wizje, właśnie teraz na schodach świątyni znajduje się dobra ofiara dla Xochipilli.
Wojownicy wydali z siebie wielkie och. Obecność wizji zwłaszcza wskazująca pożądaną przez boga ofiarę była czymś ważnym i znaczącym.
-Co to jest, za ofiara Arcykapłanie?
-Nie wiem dokładnie, czym ona jest, ale jest związana z muzyką fletu i pulke.
Wyszli z budynku. Do przejścia nie mieli zbyt dalekiego dystansu, gdyż posiadłość, którą zamieszkiwał arcykapłan, znajdowała się tuż przy świątynnych ogrodach.
Gdy dotarli do schodów świątyni, zobaczyli, że ktoś tam jest.
Na schodach świątyni leżał młody chłopak, który akurat mocno spał.
-Co on tu robi? O tej porze nie powinno tu nikogo być.
Kapłan pochylił się nad młodzieńcem. Wyglądał jakby dopiero, zaczął wchodzić w dorosłość. Był od delikatnej niemal kobiecej urody, ubrany tylko w przepaskę biodrową, które wydawały się być zrobiona z włókien agawy bez butów. Gdy kapłan spojrzał w bok, pewna rzecz przykuła jego uwagę.
To był… flet. Zupełnie jak w wizji.
Następnie pochylił się nad nim, szukając oznak drugiego elementu wizji. Szybko też je znalazł, oddech młodzieńca pachniał świętym napojem.
Kapłan nie miał wątpliwości, wizja dotyczyła tego młodzieńca.
-Znaleźliśmy. Pomóżcie mi go przenieść do posiadłości.
Jeden z żołnierzy posłusznie podszedł i podniósł chłopca, a kapłan wziął jego flet.
Gdy dotarli do posiadłości, jeden z żołnierzy zapytał.
-Mamy iść po wodę?
-Nie, pozwólcie mu się spokojnie obudzić.
Pod nadzorem kapłana umieszczono młodzieńca w celi, której używano, do przechowywano kandydatów na potencjalne ofiary.
-Ma go pilnować go dwóch żołnierzy i mają dać nam znać kiedy się obudzi.
-Nie.
-Nie, kapłanie?
Kapłan spojrzał na młodzieńca ułożonego na prostej macie do spania. Wyglądał tak spokojnie i miał w sobie coś pięknego jak motyl siedzący na kwiecie.
-Widok żołnierzy może go przerazić. Obudźcie jedną z akolitek. Nie obudź Meya niech ona nad nim czuwa. Powiedzcie też kucharzowi, by przygotował tamale i wywar z maguey. Na pewno obudzi się z kacem.
-Wasza świątobliwość jest zbyt łaskawy. Naprawdę kapłan myśli, że to jego dotyczy wizja?
-Tak kapitanie. Jestem tego pewien. Ten młodzieniec ma swoją rolę do odegrania w nadchodzącym święcie, ale jeszcze nie wiem jaką.
Cuauhtli wolał poczekać w posiadłości, aż młody chłopak się obudzi, ale niestety był arcykapłanem, a ta pozycja nakładała na niego odpowiednie obowiązki, a czekanie aż ktoś się obudzi, nie było usprawiedliwieniem dla wyznaczenia kogoś innego codziennych rytuałów. Służba bogom jest naprawdę trudna.
Poinstruował akolitkę by ta pilnowałą młodzieńca i czuwała nad jego stanem. Po tym jak młodzieniec się obudzi, miała mu powiedzieć, że kapłan znalazł go nieprzytomnego na mieście i przyniósł tutaj i że później z nim porozmawia. Miała nic nie wspominać o tym, że znalazł go na schodach świątyni. Strażnicy mieli się po prostu zachowywać jak zwykle. Wszystko to miało sprawić, że młodzieniec poczuje się bezpiecznie. Przed wyjściem położył obok chłopca jego flet.
***
Kapłan wrócił po pewnym czasie do posiadłości. Posłaniec dostarczył mu wiadomość, że dziś odbędzie się spotkanie z królem i innymi wysokimi kapłanami w sprawie Xochilhuitl. Nie martwił się tym. Rozważą wstępne założenia, a za kilka dni zorganizują właściwe zebranie. Do tego czasu powinien rozeznać się w sytuacji. Przygotować próby i sprawdzić, czy młodzieniec jest kompatybilny z Xochipilli. Do tego musi uważnie wypatrywać omenów lub przeprowadzić rytuał pytania.
Gdy jednak zaczął intensywnie rozmyślać na ten temat, do jego uszu dotarła muzyka. Dawno nie słyszał tak pięknej. Kapłani zaczęli ćwiczyć, był z tego zadowolony.
Jednak po chwili zrozumiał, że muzyka nie dobiega z kwater kapłanów, tylko z miejsca, gdzie przechowywane są potencjalne ofiary dla Xochipilli. Natychmiast udał się w tamtą stronę.
Gdy dotarł na miejsce, zobaczył niezwykły widok. Muzyka dobiegała z celi, w której umieścił młodzieńca. Wokół dziwi kryły się trzy akolitki, zerkając do środka i przysłuchując się muzyce. Stojący niedaleko wojownik zdawał się stać na warcie wtak, jak powinien, jednak przy większym skupieniu, można zauważyć, że zerka w stronę celi. Gdy kapłan się zbliżył, usłyszał strzępy rozmów. Westchnął. Dziewczęta w ich wieku mają głowy wypełnione miłostkami. Obsiadły te dziwi jak motyle kwiaty.
-Dziewczęta czy nie macie czegoś do roboty?
Akolitki pisnęły i czmychnęły gdzieś jak spłoszone motyle.
-Naprawdę…
Kapłan wszedł do środka i jego przypuszczenia się potwierdziły. To owy młodzieniec grał na flecie, akolitka, która przy nim siedziała, wpatrywała się w niego jak obrazek.
-Pięknie grasz.
Oboje spojrzeli w bok zdziwieni.
-Arcykapłan.
-Arcykapłan?!
-Dziękuje ci Meya. Możesz już iść. Chciałbym porozmawiać z naszym gościem.
Dziewczyna ukłoniła się i wyszła, znikając za drzwiami.
-Witaj młodzieńcze. Jestem Cuauhtli najwyższy kapłan Xochipilli. Znalazłem cię nieprzytomnego na mieście i przyniosłem tutaj.
Młodzieniec spojrzał na niego zdziwiony i następnie szybko się pokłonił.
-Bardzo dziękuję arcykapłanie.
-Nie denerwuj się młodzieńcze. Powiedz mi, jak masz na imię.
-Jestem Tlacotzin.
-Tlacotzin powiedz mi, jak się tam znalazłeś? Pachniałeś z pulke.
-Przysięgam, nigdy przedtem nie piłem pulke.
-Nigdy przedtem nie piłeś pulkę? Nie martw się, każdemu zdarza się przesadzić. Ważne, by wyciągnąć z tego wnioski, ale opowiedz mi, jak to się stało. Nie wyglądasz na takiego, który sam się upija.
Chłopiec spojrzał w dół.
-Była taka dziewczyna, która mi się podobała. Odrzuciła mnie.
Chłopiec ścisnął dłonie na kolanach i pochylił głowę. Kapłan pomyślał, że musiało to być naprawdę brutalne odrzucenie. Nagle jednak nastąpiło pewne nieprzewidziane zdarzenie
-Co to była za idiotka?
-Jak można by odrzucić tak pięknego młodzieńca.
Akolitki wróciły i widać nadal się przysłuchiwały.
-Wracajcie do swoich obowiązków, jeśli nie macie nic do zrobienia, uprzątnijcie pomieszczenia rytualne.
Dziewczęta zrobiły smutne miny, ale odeszły bez słowa.
-Przepraszam za nie. Zwykle się tak nie zachowują. Mówiłeś, że odrzuciła cię dziewczyna i co było dalej?
-Mój przyjaciel urządził przyjęcie, by mnie pocieszyć. Wtedy po raz pierwszy piłem pulke. Następnie się rozeszliśmy. Pamiętam tylko, że dokądś szedłem, następnie usiadłem, zagrałem na flecie, a potem… nic nie pamiętam.
Kapłan pomyślał, że to był moment, w którym stracił przytomność.
-Chciałbym jeszcze coś omówić z twoją rodziną. Czy mógłbyś mnie do nich zaprowadzić?
-Moi rodzice nie żyją.
Jego rodzice nie żyją? To było niezwykle. Sam, jest bardzo młody...
-Oboje? Co się stało.
-Ojciec był wojownikiem, nie wrócił z kampanii wojennej. Nie wiem, co się z nim stało.
-A matka zmarła rok temu.
Chłopiec spojrzał na swój flet.
-Ona nauczyła cię grać na flecie?
Pokiwał głową.
-Tak dzięki temu mam za co się utrzymać.
Kapłan westchnął.
-Tlacotzinie. Proszę, wysłuchaj mnie uważnie.
Chłopiec spojrzał na niego w pełni skupiony.
-Nie znalazłem cię w przypadkowym miejscu, ani sam nie znalazłem cię przypadkiem. Miałem dziś sen. Śniło mi się, że znajdę coś, czego pragnie Xochipilli na schodach jego świątyni i będzie to związane z muzyką fletu i pulke. Gdy udałem się do świątyni, znalazłem tam ciebie, leżącego na schodach świątyni z fletem przy boku i oddechem pachnącego pulke.
Młodzieniec patrzył na niego zdumiony.
-Niestety, nie wiem dokładnie czego Xochipilli pragnie od ciebie, ale jestem pewien, że masz do odegrania ważną rolę.
-Ja jestem tylko prostym muzykiem, czego mogłoby ode mnie pragnąć bóstwo?
-Muzykiem, który potrafi oczarować akolitki twój talent to dar. Chciałbym byś, został u nas przez jakiś czas, przynajmniej aż do Xochilhuitl. Chciałbyś coś zabrać z domu?
Pokiwał głową.
-Strażnik!
W drzwiach pojawił się wojownik i pokłonił się kapłanowi.
-Zawiadom kapitana. Niech natychmiast przygotuje eskortę!
Kapłan myślał.
Tlacotzin młodzieniec o wielkim talencie muzycznym, który po ciężkim odrzuceniu pod wpływem pulke zawędrował do świątyni Xochipilli, gdzie spoczął na schodach świątyni.
Odrzucenie przez dziewczynę… Cierpienie, które oczyszcza i pozwala się odrodzić, jednocześnie zrywając zobowiązania w świecie doczesnym…
Brak rodziny… Brak więzów łączących ze światem doczesnym…
Pulkę… Uświęcony napój, który umożliwia zbliżenie się do bogów…
Schody świątynne… Miejsce, w którym świat doczesny łączy się, ze światem sacrum pozwalając zbliżyć się do bogów i się całkowicie odnowić…
Flet i muzyka urzekająca serca… Tak silnie związana z Xochipilli…
Syn wojownika… Osoby bliskiej bogom…
Syn kobiety, która nauczyła go sztuki muzycznej… Sztuki tak bliskiej Xochipilli…
Do tego ten sen…
Wiele potężnych symboli zebrało się wokół tego młodzieńca…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz