Melodia Kwiatów i Krwi
Rozdział 26: Ślub tuż przed śmiercią
Rozdział 26: Ślub tuż przed śmiercią
-Nie spodziewał się, że będę panem młodym
Tak, akurat pomyślał, gdy ubierano go w szaty pana młodego. Kapłani ubrali go w nową przepaskę, płaszcz i sandały, wszystko wyszywane kolorowymi kwiatami związanymi z Xochipilli. Na szyi miał zaś amulet swojej matki. Na ramionach miał szarfy, jakie otrzymał od akolitek. Przy sobie miał dwa flety: rytualny, który dostał od Cuathliego podczas prezentacji, oraz ten odziedziczony po matce. Do tego nagietki, dużo nagietków. Przyczepionych do włosów i ubrania.
Gdy zobaczył się w obsydianowym lustrze, pomyślał, że wygląda jak młody książę mający poślubić księżniczkę. Uśmiechnął się i zarumienił.
Cuathli wszedł do komnaty i uśmiechnął się do niego, po czym namalował mu na twarzy jego malunki związane z jego ofiarą. Czerwony pas na wysokości oczu i mniejsze paski na brodzie.
Następnie udali się do jego kapliczki.
Była już noc. Na niebie świecił księżyc w towarzystwie gwiazd. Wyglądały pięknie tak pięknie, a dziś zdawały się świecić, tak jasno. Kapliczka była ozdobiono kwiatami, co dawało wrażenie, że dosłownie wynurza się z otaczającego ją ogrodu. Budynek i drogę do niego oświetlała wielką ilością świec. Ich ciepłe delikatne światło tworzyło intymną atmosferę. W powietrzu unosiła się mieszanka woni kwiatów i kadzidła. Wnikała do nosa, subtelnie pieszcząc zmysły. Wszystko było niezwykle piękne i romantyczne. Tlazcotlin czuł, że łza mu się kręci w oku.
Przyłożył swój rytualny flet i zaczął grać radosną i namiętną melodię. Przyzywał do siebie swoje ukochane narzeczone, które wkrótce miały stać się jego żonami.
Po chwili pojawiły się przed się na drodze. Ubrane każda w przypisanym sobie rytualnym kolorze, każda ozdobiona swoimi kwiatami. Gdy się zbliżyły, ujrzał na ich szyjach amulety, jakie im podarował na znak zaręczyn, uśmiechnął się na ich widok. Kochał, je tak bardzo, jego serce wypełniała radość, ale pod nim było coś jeszcze. Ból i smutek. Dla innych par byłoby to wspomnienie początku ich wspólnej drogi, dla nich jest to początek ich pożegnania. Pierwsza z ostatnich wspólnych chwil razem. Jednak mimo całego tego smutku uśmiechał się do nich. Uśmiechał się tak promiennie jak samo słońce. Skoro to będą ich ostatnie wspólne wspomnienia razem, to niech będą wypełnione jak największym szczęściem.
W końcu Tlacotzin młodzi stanęli naprzeciw siebie,
Cuathli stanął przed ołtarzem i rozpoczął rytuał.
-Xochipilli Panie Kwiatów, Muzyki i Radości, opiekunie naszych serc i dusz. Prosimy cię, pobłogosław ten duchowy związek, jaki się dzisiaj dokona. Niech kwiaty miłości i oddania zakwitną w sercu Tlacotzina i jego duchowych żon, niech ich związek będzie trwał wiecznie, w tym świecie i w zaświatach. O Wielki Książę Kwiatów, bądź ich strażnikiem na tej drodze, którą kroczą ku wspólnej przyszłości.
Młodzi obrócili się ku sobie i wypowiedzieli modlitwę.
-Xochipilli. Bądź świadkiem naszej duchowej przysięgi. Niech nasz związek trwa wiecznie, na tym świecie i zaświatach.
Następnie każda z dziewczyn ofiarowała, mu sznur z kwiatów, które zawiesiły mu na szyi. Lotos za odrodzenie, orchidee, dla duchowego wzrostu i nagietki za poświęcenie. Wszystkie te kwiaty oddawały mu hołd zarówno jako ich duchowemu mężowi, jak i duchowemu obrońcy.
Teraz nadeszła jego kolej na ofiarowanie darów. Dotychczas przy przygotowaniu darów musiał zdawać się na pomoc Cuathliego. Teraz ofiaruje dziewczyną coś naprawdę własnego. Coś, co jest mu bardzo bliskie.
Wyciągnął swój flet odziedziczony po matce.
-Meya, Nenetzi, Xilonen, Izel, dziewczęta, z którymi zawieram to duchowe małżeństwo, proszę, przyjmijcie ten flet. Muzyka, którą na nim zagrałem, zaprowadziła was do mnie, a przedtem pozwoliła mi trwać w świecie doczesnym. Teraz przekazuje go wam, muzyka połączyła nas na tym świecie i będzie nas łączyć też po mojej śmierci. Przyjmijcie go, gdyż jest to dzieciństwo moje i mojej matki, które wam teraz przekazuje.
Dziewczęta spojrzały na niego z wielkim zaskoczeniem, nie spodziewały się takiego daru. Flet należał do jego matki, ich duchowej teściowej i towarzyszył mu przez ten cały rok. Były w nim zamknięte wszystkie wspomnienia, troski i radości Tlacotzina. Czy naprawdę miały prawo przyjąć coś tak cennego? Po chwili jednak ukłoniły się z wdzięcznością. Izel spojrzała na Xilonen, która zrozumiała, co jej przyjaciółka chce jej powiedzieć. Wystąpiła z szeregu i przyjęła flet od Tlacotzina.
-Dziękujemy ci Tlacotzinie. Będziemy strzec twego dziedzictwa. Nasza więź będzie trwać wiecznie na tym świecie i w zaświatach. Twoje dziedzictwo nigdy nie zaginie.
Następnie się cofnęła, wracając do pozostałych akolitek, a jutro o tej porze kapłanek. Jednak nie był to koniec. Tlazcotlin zaczął zdejmować amulet o swojej matce i powiedział.
-Meya, Nenetzi, Xilonen, Izel. Znamy się niedługo, ale przez ten czas nawiązaliśmy ze sobą wyjątkową więź. Staliśmy się prawdziwą rodziną. Mam ten amulet od matki i przez niego była w stanie dosięgnąć mnie z zaświatów. Teraz daję go wam na znak tego, że nasza więź jest nierozerwalną. Nawet śmierć jej nie przerwie. Zawsze będziemy rodziną, poprzez przodków, nas i nasze dzieci. Proszę, przyjmijcie go.
Dziewczyną najpierw zadrżały, a potem pociekły łzy. Wszystkie zdawały sobie sprawę, że amulet nie jest tylko symbolem Xochipilli, deklaracją wiary, był czymś więcej. Teraz był jak relikwia. Wywołał jedną z wizji, która wskazała ich ukochanego jako ofiarę dla Xochipilli i pozwolił się znów na chwilę połączyć matce i jej synowi. Czy mógł istnieć równie święty amulet, który jednocześnie był tak blisko ludzi? Były pewne, że nie ma drugiego takiego. Ten amulet był wyjątkowy. Nawet, pomijając jego świętość był zapewne główną pamiątką Tlacotzina po matce, która przywoływała wszystkie radosne wspomnienia i pomagała mu w najtrudniejszych chwilach. Stanowił więź między Tlacotzinem, jego rodzicami i wszystkimi jego przodkami, teraz ofiarowano im wstąpienie do tego ogrodu, jakim była rodzina Tlacotzina. Czy były godne tak świętego przedmiotu? Każda była pewna, że żaden mężczyzna nie mógł złożyć równie pięknego wyznania. Wszystkie dziewczyny spojrzały na Nenetzi. W końcu to ona odzyskała amulet. Młoda akolitka, a wkrótce kapłanka wróciła wspomnieniami do tego dnia na targu. Zaoszczędziła kilka ziaren kakaowca i miała chęć wydać je na coś ładnego. Gdy sobie po prostu chodziła po targu, jej wzrok przyciągnął amulet z pięknie rzeźbionym kwiatem. Nie miała pojęcia, że kupuje rzecz, którą skradziono chłopcu, który jej się podobał. Tym bardziej, nie miała pojęcia, że to, co kupi sprowadzi na Tlacotzina wizje, która wprowadzi go na drogę ofiary. Nikt jej za to nie winił, wręcz przeciwnie wszyscy byli jej za to wdzięczni, ala była za to odpowiedzialna, więc to ona powinna przyjąć amulet. Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy i wystąpiła naprzód.
-Przyjmujemy tę więź z miłością i wdzięcznością Tlacotzinie. Niech nasza więź nigdy nie zostanie przerwana. Niech trwa bez końca, na tym świecie i w zaświatach.
Gdy Nenetzi wróciła do innych dziewcząt, trzymając w dłoniach amulet jak najcenniejszą rzecz na świecie, cała piątka razem powiedziała.
-Niech nasza więź trwa bez końca. Ta tym świecie i w zaświatach i niech nawet śmierć jej nie przerwie.
Gdy skończyli Cuathli ustawił na kamieniu ofiarnym ceramiczne naczynie ozdobione wizerunkami nagietka, wypełnione poświęconą wodą. Tlacotzin stanął przed naczyniem, a Cuathli podał mu niewielkie obsydianowe ostrze. Przyjął je z ukłonem. Ułożył jedną dłoń nad naczyniem, a w jednej trzymał zaś ostrze.
-Xochipilli Książę Kwiatów, niech moja krew połączy się z tą świętą wodą, by dusze moja i moich małżonek były ze sobą połączone i niech tego połączenie nie przerwie nawet śmierć.
Następnie nieco naciął sobie dłoń i pozwolił krwi opość, do wnętrza kubka i zmieszać się z wodą. Jeśli wierzyć słowom Cuathliego i Citlalli, ten element jest kluczowy dla całego duchowego połączenia. Jego krew, esencja jego życia, po jej wypiciu i wraz z błogosławieństwem bogów zawiązana zostanie właśnie ta więź, pozwalająca przekroczyć granice zaświatów. Następnie wziął naczynie i stanął przed akolitkami.
-Niech nasza więź, którą dziś zaplatamy, przetrwa nawet śmierć i trwa zawsze na tym świecie i w zaświatach.
Upił z naczynia łyk mieszanki obu uświęconych płynów. Pobłogosławionej przez bogów wody i krwi wybrańca Xochipilli… jego krwi. Gdy to zrobił, przekazał naczynie swoim ukochanym.
Kolejno powtórzyły słowa Tlacotzina i upiły łyk z naczynia. Gdy naczynie zostało opóźnione, cała piątka stanęła przed ołtarzem i wyciągnęła dłonie, ustawiając je jak najbliżej siebie. Cutchli związał je sznurem z plecionych kwiatów i zaczął się modlić.
-Xochipilli, Panie Radości, Muzyki i Kwiatów, błogosław to połączenie, które się dziś dokonało. Niech twój wybraniec Tlacotzin i jego duchowe żony, kroczą ścieżką przeznaczenia, niech ich miłość trwa wiecznie, a ich oddanie będzie przykładem dla wszystkich. O Książe Kwiatów, strzeż ich domu, ich, ich dusz i pozwól im cieszyć się twoimi darami, zarówno w tym życiu, jak i w wieczności.
Na tę modlitwę akolitki odpowiedziały własną.
-Wielki Xochipilli, Panie Kwiatów, Radości, który słyszysz każdą melodię, w twojej obecności przysięgamy miłość i wierność Tlacotzinowi naszemu duchowemu mężowi i twojemu wybrańcowi. Jego serce będzie naszym przewodnikiem, a my będziemy mu towarzyszyć w jego misji. Jesteśmy złączeni nie tylko z nim, ale i z tobą Wielki Panie Kwiatów. Bądź z nami na wieki.
Wraz z ostatnim słowem ich modlitwy Cuathli przeciął sznur wiążący ich ręce, pieczętując tym samym ich związek. Z tą chwilą stali się małżeństwem. Lecz, stało się jeszcze coś.
Wszyscy to ujrzeli: Tlacotzin, Meya, Nenetzi, Xilonen, Izel, Cuathli i Citlalli.
Ujrzeli Wspaniały ogród pełen kwiatów wypełniony muzyką, w którym latało wiele motyli. Miejsce to było pełne słońca i ciepła. W miejscu tym znajdowała się kapliczka, dokładnie ta sama, jaką zbudowali, aby przechować ciało Tlacotzina. Przed nią razem siedzieli Tlacotzin i Akolitki. Uśmiechali się do siebie i otaczał ich wielki krąg kwiatów.
Ich duchowe małżeństwo zostało pobłogosławione, a przysięga przyjęta. Nić więzi, która miała przetrwać nawet śmierć, została zawiązana.
Tak, akurat pomyślał, gdy ubierano go w szaty pana młodego. Kapłani ubrali go w nową przepaskę, płaszcz i sandały, wszystko wyszywane kolorowymi kwiatami związanymi z Xochipilli. Na szyi miał zaś amulet swojej matki. Na ramionach miał szarfy, jakie otrzymał od akolitek. Przy sobie miał dwa flety: rytualny, który dostał od Cuathliego podczas prezentacji, oraz ten odziedziczony po matce. Do tego nagietki, dużo nagietków. Przyczepionych do włosów i ubrania.
Gdy zobaczył się w obsydianowym lustrze, pomyślał, że wygląda jak młody książę mający poślubić księżniczkę. Uśmiechnął się i zarumienił.
Cuathli wszedł do komnaty i uśmiechnął się do niego, po czym namalował mu na twarzy jego malunki związane z jego ofiarą. Czerwony pas na wysokości oczu i mniejsze paski na brodzie.
Następnie udali się do jego kapliczki.
Była już noc. Na niebie świecił księżyc w towarzystwie gwiazd. Wyglądały pięknie tak pięknie, a dziś zdawały się świecić, tak jasno. Kapliczka była ozdobiono kwiatami, co dawało wrażenie, że dosłownie wynurza się z otaczającego ją ogrodu. Budynek i drogę do niego oświetlała wielką ilością świec. Ich ciepłe delikatne światło tworzyło intymną atmosferę. W powietrzu unosiła się mieszanka woni kwiatów i kadzidła. Wnikała do nosa, subtelnie pieszcząc zmysły. Wszystko było niezwykle piękne i romantyczne. Tlazcotlin czuł, że łza mu się kręci w oku.
Przyłożył swój rytualny flet i zaczął grać radosną i namiętną melodię. Przyzywał do siebie swoje ukochane narzeczone, które wkrótce miały stać się jego żonami.
Po chwili pojawiły się przed się na drodze. Ubrane każda w przypisanym sobie rytualnym kolorze, każda ozdobiona swoimi kwiatami. Gdy się zbliżyły, ujrzał na ich szyjach amulety, jakie im podarował na znak zaręczyn, uśmiechnął się na ich widok. Kochał, je tak bardzo, jego serce wypełniała radość, ale pod nim było coś jeszcze. Ból i smutek. Dla innych par byłoby to wspomnienie początku ich wspólnej drogi, dla nich jest to początek ich pożegnania. Pierwsza z ostatnich wspólnych chwil razem. Jednak mimo całego tego smutku uśmiechał się do nich. Uśmiechał się tak promiennie jak samo słońce. Skoro to będą ich ostatnie wspólne wspomnienia razem, to niech będą wypełnione jak największym szczęściem.
W końcu Tlacotzin młodzi stanęli naprzeciw siebie,
Cuathli stanął przed ołtarzem i rozpoczął rytuał.
-Xochipilli Panie Kwiatów, Muzyki i Radości, opiekunie naszych serc i dusz. Prosimy cię, pobłogosław ten duchowy związek, jaki się dzisiaj dokona. Niech kwiaty miłości i oddania zakwitną w sercu Tlacotzina i jego duchowych żon, niech ich związek będzie trwał wiecznie, w tym świecie i w zaświatach. O Wielki Książę Kwiatów, bądź ich strażnikiem na tej drodze, którą kroczą ku wspólnej przyszłości.
Młodzi obrócili się ku sobie i wypowiedzieli modlitwę.
-Xochipilli. Bądź świadkiem naszej duchowej przysięgi. Niech nasz związek trwa wiecznie, na tym świecie i zaświatach.
Następnie każda z dziewczyn ofiarowała, mu sznur z kwiatów, które zawiesiły mu na szyi. Lotos za odrodzenie, orchidee, dla duchowego wzrostu i nagietki za poświęcenie. Wszystkie te kwiaty oddawały mu hołd zarówno jako ich duchowemu mężowi, jak i duchowemu obrońcy.
Teraz nadeszła jego kolej na ofiarowanie darów. Dotychczas przy przygotowaniu darów musiał zdawać się na pomoc Cuathliego. Teraz ofiaruje dziewczyną coś naprawdę własnego. Coś, co jest mu bardzo bliskie.
Wyciągnął swój flet odziedziczony po matce.
-Meya, Nenetzi, Xilonen, Izel, dziewczęta, z którymi zawieram to duchowe małżeństwo, proszę, przyjmijcie ten flet. Muzyka, którą na nim zagrałem, zaprowadziła was do mnie, a przedtem pozwoliła mi trwać w świecie doczesnym. Teraz przekazuje go wam, muzyka połączyła nas na tym świecie i będzie nas łączyć też po mojej śmierci. Przyjmijcie go, gdyż jest to dzieciństwo moje i mojej matki, które wam teraz przekazuje.
Dziewczęta spojrzały na niego z wielkim zaskoczeniem, nie spodziewały się takiego daru. Flet należał do jego matki, ich duchowej teściowej i towarzyszył mu przez ten cały rok. Były w nim zamknięte wszystkie wspomnienia, troski i radości Tlacotzina. Czy naprawdę miały prawo przyjąć coś tak cennego? Po chwili jednak ukłoniły się z wdzięcznością. Izel spojrzała na Xilonen, która zrozumiała, co jej przyjaciółka chce jej powiedzieć. Wystąpiła z szeregu i przyjęła flet od Tlacotzina.
-Dziękujemy ci Tlacotzinie. Będziemy strzec twego dziedzictwa. Nasza więź będzie trwać wiecznie na tym świecie i w zaświatach. Twoje dziedzictwo nigdy nie zaginie.
Następnie się cofnęła, wracając do pozostałych akolitek, a jutro o tej porze kapłanek. Jednak nie był to koniec. Tlazcotlin zaczął zdejmować amulet o swojej matce i powiedział.
-Meya, Nenetzi, Xilonen, Izel. Znamy się niedługo, ale przez ten czas nawiązaliśmy ze sobą wyjątkową więź. Staliśmy się prawdziwą rodziną. Mam ten amulet od matki i przez niego była w stanie dosięgnąć mnie z zaświatów. Teraz daję go wam na znak tego, że nasza więź jest nierozerwalną. Nawet śmierć jej nie przerwie. Zawsze będziemy rodziną, poprzez przodków, nas i nasze dzieci. Proszę, przyjmijcie go.
Dziewczyną najpierw zadrżały, a potem pociekły łzy. Wszystkie zdawały sobie sprawę, że amulet nie jest tylko symbolem Xochipilli, deklaracją wiary, był czymś więcej. Teraz był jak relikwia. Wywołał jedną z wizji, która wskazała ich ukochanego jako ofiarę dla Xochipilli i pozwolił się znów na chwilę połączyć matce i jej synowi. Czy mógł istnieć równie święty amulet, który jednocześnie był tak blisko ludzi? Były pewne, że nie ma drugiego takiego. Ten amulet był wyjątkowy. Nawet, pomijając jego świętość był zapewne główną pamiątką Tlacotzina po matce, która przywoływała wszystkie radosne wspomnienia i pomagała mu w najtrudniejszych chwilach. Stanowił więź między Tlacotzinem, jego rodzicami i wszystkimi jego przodkami, teraz ofiarowano im wstąpienie do tego ogrodu, jakim była rodzina Tlacotzina. Czy były godne tak świętego przedmiotu? Każda była pewna, że żaden mężczyzna nie mógł złożyć równie pięknego wyznania. Wszystkie dziewczyny spojrzały na Nenetzi. W końcu to ona odzyskała amulet. Młoda akolitka, a wkrótce kapłanka wróciła wspomnieniami do tego dnia na targu. Zaoszczędziła kilka ziaren kakaowca i miała chęć wydać je na coś ładnego. Gdy sobie po prostu chodziła po targu, jej wzrok przyciągnął amulet z pięknie rzeźbionym kwiatem. Nie miała pojęcia, że kupuje rzecz, którą skradziono chłopcu, który jej się podobał. Tym bardziej, nie miała pojęcia, że to, co kupi sprowadzi na Tlacotzina wizje, która wprowadzi go na drogę ofiary. Nikt jej za to nie winił, wręcz przeciwnie wszyscy byli jej za to wdzięczni, ala była za to odpowiedzialna, więc to ona powinna przyjąć amulet. Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy i wystąpiła naprzód.
-Przyjmujemy tę więź z miłością i wdzięcznością Tlacotzinie. Niech nasza więź nigdy nie zostanie przerwana. Niech trwa bez końca, na tym świecie i w zaświatach.
Gdy Nenetzi wróciła do innych dziewcząt, trzymając w dłoniach amulet jak najcenniejszą rzecz na świecie, cała piątka razem powiedziała.
-Niech nasza więź trwa bez końca. Ta tym świecie i w zaświatach i niech nawet śmierć jej nie przerwie.
Gdy skończyli Cuathli ustawił na kamieniu ofiarnym ceramiczne naczynie ozdobione wizerunkami nagietka, wypełnione poświęconą wodą. Tlacotzin stanął przed naczyniem, a Cuathli podał mu niewielkie obsydianowe ostrze. Przyjął je z ukłonem. Ułożył jedną dłoń nad naczyniem, a w jednej trzymał zaś ostrze.
-Xochipilli Książę Kwiatów, niech moja krew połączy się z tą świętą wodą, by dusze moja i moich małżonek były ze sobą połączone i niech tego połączenie nie przerwie nawet śmierć.
Następnie nieco naciął sobie dłoń i pozwolił krwi opość, do wnętrza kubka i zmieszać się z wodą. Jeśli wierzyć słowom Cuathliego i Citlalli, ten element jest kluczowy dla całego duchowego połączenia. Jego krew, esencja jego życia, po jej wypiciu i wraz z błogosławieństwem bogów zawiązana zostanie właśnie ta więź, pozwalająca przekroczyć granice zaświatów. Następnie wziął naczynie i stanął przed akolitkami.
-Niech nasza więź, którą dziś zaplatamy, przetrwa nawet śmierć i trwa zawsze na tym świecie i w zaświatach.
Upił z naczynia łyk mieszanki obu uświęconych płynów. Pobłogosławionej przez bogów wody i krwi wybrańca Xochipilli… jego krwi. Gdy to zrobił, przekazał naczynie swoim ukochanym.
Kolejno powtórzyły słowa Tlacotzina i upiły łyk z naczynia. Gdy naczynie zostało opóźnione, cała piątka stanęła przed ołtarzem i wyciągnęła dłonie, ustawiając je jak najbliżej siebie. Cutchli związał je sznurem z plecionych kwiatów i zaczął się modlić.
-Xochipilli, Panie Radości, Muzyki i Kwiatów, błogosław to połączenie, które się dziś dokonało. Niech twój wybraniec Tlacotzin i jego duchowe żony, kroczą ścieżką przeznaczenia, niech ich miłość trwa wiecznie, a ich oddanie będzie przykładem dla wszystkich. O Książe Kwiatów, strzeż ich domu, ich, ich dusz i pozwól im cieszyć się twoimi darami, zarówno w tym życiu, jak i w wieczności.
Na tę modlitwę akolitki odpowiedziały własną.
-Wielki Xochipilli, Panie Kwiatów, Radości, który słyszysz każdą melodię, w twojej obecności przysięgamy miłość i wierność Tlacotzinowi naszemu duchowemu mężowi i twojemu wybrańcowi. Jego serce będzie naszym przewodnikiem, a my będziemy mu towarzyszyć w jego misji. Jesteśmy złączeni nie tylko z nim, ale i z tobą Wielki Panie Kwiatów. Bądź z nami na wieki.
Wraz z ostatnim słowem ich modlitwy Cuathli przeciął sznur wiążący ich ręce, pieczętując tym samym ich związek. Z tą chwilą stali się małżeństwem. Lecz, stało się jeszcze coś.
Wszyscy to ujrzeli: Tlacotzin, Meya, Nenetzi, Xilonen, Izel, Cuathli i Citlalli.
Ujrzeli Wspaniały ogród pełen kwiatów wypełniony muzyką, w którym latało wiele motyli. Miejsce to było pełne słońca i ciepła. W miejscu tym znajdowała się kapliczka, dokładnie ta sama, jaką zbudowali, aby przechować ciało Tlacotzina. Przed nią razem siedzieli Tlacotzin i Akolitki. Uśmiechali się do siebie i otaczał ich wielki krąg kwiatów.
Ich duchowe małżeństwo zostało pobłogosławione, a przysięga przyjęta. Nić więzi, która miała przetrwać nawet śmierć, została zawiązana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz